Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mój dzisiejszy dzień


daablenart

Rekomendowane odpowiedzi

Tukaszwili ja mam dokladnie tak samo jak ty z tymi napadami, ponad rok spokoju,mam kochajacego nazeczonego ktory znosi te wszystkie moje fazy czasami wyrzywam sie na nim ale wie czym to jest spowodowane. bylismy na wyjezdzie na weekend u mojej siostry zobaczyc jak mieszka, poszlismy do centrum handlowego a tam udalismy sie cos zjesc... to byly najgorsze chwile w moim zyciu jedlismy sobie spokojnie kiedy moj sie zaksztusil i nie mogl oddychsc a ja nie wiedzialam jak mam mu pomuc walilam po plecach krzyczalam aby ktos nam pomugl ale niestety na pruzno nikt nie zaragowal, po poltora tygodnia po tym dostalam atakow paniki i wszystko zaczelo sie od nowa.... juz sie umowilam do mojego psychiatry szkoda ze dopiero na srode.... juz bym chciala zeby sie to skonczylo bo nie nige funkcjonowac normalnie. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boże, musiałam wyjść dziś z domu na większe zakupy. Koszmar! Ciągle to napięcie, niepewność, mdłości. Córka uważała, że wyszłam, więc jest lepiej, a mi każdy krok sprawiał tyle wysiłku, jak wejście na szczyt. Nawijała o szkole, o koleżankach, o kinie, w którym właśnie jest, zajadała Mc Donalda, a ja miałam w głowie tylko to, żeby wytrwać i wrócić do domu.

Potem jeszcze wizyta u Mamy w szpitalu. Jakaś popieprzona skrajność uczuć. Chcę przy niej być, ale nie mogę patrzeć, jak się męczy. I nie umiem udawać, że jest ze mną dobrze, a nie chcę, żeby to widziała i się jeszcze bardziej martwiła.

I cały dzień przerabiam, jechać, czy nie. Ale nie pojadę dziś, a jutro nie będę przecież w lepszej formie, ani pojutrze, ani za tydzień, więc muszę jechać. A nie mam siły!!!

Nienawidzę tego, kurwa, nienawidzę!!!! Za co na mnie to wszystko spada od tylu miesięcy??? Nie chlam, nie jaram, nie puszczam się, jestem dobrym i wrażliwym człowiekiem, nikomu krzywdy nie robię, mam zasady... prowadzę spokojne, ustabilizowane życie, omijam kłopoty, unikam problemów, nic nie zostawiam na jutro!!! Spokój, porządek, brak jakichkolwiek traum. Dlaczego dopadła mnie ta jebana przypadłość??? Czemu nie odpuszcza tyle czasu???

Kurwa, równo 4 miesiące temu kupowałam bilety na Kretę i nie mogłam doczekać się urlopu!!! A teraz jestem wrakiem, pierdolonym cielskiem, które już nic nie może. Chciałabym umrzeć!!! Boże, jeśli jesteś, zabierz mnie stąd, albo pozwól żyć normalnie!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienawidzę tego, /cenzura/, nienawidzę!!!! Za co na mnie to wszystko spada od tylu miesięcy???!!!

a za co na mnie i to parę lat? Za co na innych ? Czy zastanawianie się nad tym ma sens? Czy nie czas zaakceptować ten stan i przestać walczyć z wiatrakami bo tracisz energię. Jak dalej tak będziesz się miotać to faktycznie nie będziesz w lepszej formie bo wszystkie siły pożytkujesz na WALKĘ sama ze sobą. Ty zacznij ze sobą współpracować a nie walczyć. Dobrze by było gdybyś poszła do psychologa. Same leki sprawy nie rozwiążą. Wsciekanie się, obwinianie, użalanie nie ma sensu tylko pogłębia Twój stan. Jest jak jest i trzeba coś z tym zrobić nie jestes w tym sama bo jak widzisz jest tutaj tylko tak wielu ludzi z podobnymi problemami a ilu jeszcze gdzieś tam.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na zajęciach do 16-stej. Zasypiam po Zomirenie. Przynajmniej nikt mnie nie kontroluję i mogę zajrzeć na forum,a mam szukać roślin w necie :P

Śpie na siedząco, obudziłam się opuchnięta.Nie wiem jak wytrzymam do końca.Może po 3 trzeciej kawie będzie lepiej.

Poza tym w porządku..Klimat pozytywny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten idzie do szkoły, tamten na kurs, inny do pracy....ktoś się cieszy jesienną wędrówką po górach, ktoś pisze referat....

 

A mnie moja narastająca niemoc coraz bardziej izoluje od świata. Nie mogę się na niczym skupić, książki to dla mnie tylko bezładne literki, rozmowa to dźwięk z czyichś ust, słyszę, ale nie słucham, pamięć szwankuje...

Klatka jest coraz ciaśniejsza, a świat za nią coraz bardziej odległy. Stracę wszystko. Nigdy już nie będę sobą :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam tu kiedyś, napisałam pare postów, a potem zaczęło być mi lepiej więc przestałam pisać i czytać żeby się nie "nakręcać" za bardzo. Ale znowu wszystko wróciło, więc wróciłam i ja jak ten syn marnotrawny.

Wpadłam w straszny dół, a wszystko przez wczorajszy dzień.

Martwiłam się bardzo powrotem na uczelnię po wakacjach, a pierwsze 2 tygodnie okazały się zaskakująco dobre, naprawdę, aż byłam w szoku... w przyszłym tygodniu mam pierwszą wizytę u nowego psychologa, poza tym planuję też przeprowadzkę... cieszyłam sie bardzo, widziałam już wszystko w jaśniejszych barwach, czułam że dam radę.

Ale ten tydzień to jakaś masakra. I wszystko się znów zawaliło. Kiepsko się czułam, ale tak to mi się czasem zdarza i starałam się naprawdę to ignorować. Ale wczoraj, czyli w piątek, to juz po prostu osiągnęło apogeum. Zawsze nerwicowe objawy przechodziły mi po powrocie z uczelni do domu. Wczoraj nie przeszły. Trzymało mnie cały dzień, przeleżałam w łóżku, wyszlam na spacer wieczorem (zmusiłam się) to wróciłam na galaretowatych nogach, z "dryfującą" głową, jeszcze bardziej wystraszona niż wcześniej. Przepłakałam cały wieczór leżąc w łóżku, zdążyłam sobie wmówić stwardnienie rozsiane.

Nie mam pojęcia co mi się stało, nigdy nie było tak żebym źle sie czuła nawet już po powrocie do domu, po takim długim czasie (w domu bylam koło 13, spacer o 18). ZAWSZE mi przechodziło, tym razem nie przeszło. Zdaję sobie sprawę, że pewnie nerwica też może się pogłębiać i z czasem objawy mogą się nasilić, być częściej... ale coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz, jestem przerażona. Jestem załamana bo było już lepiej, już uwierzyłam, że sobie poradzę i oczywiście coś musiało się stać co mi to wszystko rozwaliło.

Dziś nie wiem jak się czuję bo od rana wstałam tylko do łazienki i po kawę, siedzę w łóżku i boję się ruszyć, boję się, że dziś będzie tak samo, że tym razem to jednak w końcu nie "tylko z głowy". Po 2 latach martwienia się, że "moje objawy to za dużo żeby miały tylko podłoże psychiczne", chyba sobie w końcu wyhodowałam jakąś prawdziwą chorobę.

Nie wiem co zrobić, nie jestem w stanie wyjść z łóżka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

omeeena - jak mam okresy że czuję się lepiej to wraca mi też racjonalne myślenie i wtedy przebiegam myślami te wszystkie incydenty i widzę jasno jak na dłoni że przyczyną ich były "tylko nerwy", nawet sobie zaczęłam "zapamiętywać to" w sensie... zawsze wtedy sobie mówię "zobacz, kolejny raz sobie udowadniasz, że nic Ci nie jest, to wszystko jest w Twojej głowie, następnym razem jak będziesz miała takie fazy to sobie przypomnij tą sytuację teraz i powiedz sobie, że choćby nie wiem jak źle było to zawsze przechodzi bo to zawsze tylko i wyłącznie nerwy".

No i tak podziałało mi to ze 2 razy, ale teraz mam jakąś fazę histerii, nic do mnie nie dociera, wyłączył mi się zdrowy rozsądek, nie jestem w stanie sobie nic przetłumaczyć... włączyła mi się hipochondria i panika i siedzę w tym łóżku, nakręcam się, jak potem wstanę to faktycznie się będę źle czuła bo się od paru godzin sama nakręcam nerwowo.

Na razie jestem jestem na etapie "na bank mam stwardnienie rozsiane albo raka i już praktycznie leżę na łożu śmierci" - pół roku temu przez tydzień wmawiałam sobie ziarnicę. Niby tak w głębi głowy gdzies wiem, że to tylko wkręty i samej mi ręce opadają, że jak ja mogę być taka histeryczna, ale co z tego, że niby wiem jak opanować tego na razie nie mogę.

Boże, byle do czwartku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Primavera, ja się doszukiwałam wrzodów albo nawet raka żołądka. Najpierw rzygałam pół dnia, potem torsje na pusto, teraz nieustanne mdłości i ścisk. Ale przebadałam się na wszystkie strony i jest ok. Lekarz mówi, że lek, który biorę, nie wpływa na żołądek i to wszystko objawy nerwicy. Zresztą nie biorę już 3xdziennie, tylko raz, a żołądek coraz gorzej.

Ja się nie boję chorób. Jestem histerycznie nieodporna na ból i niecierpliwa, ale kiedy się wie, na czym się stoi i że kolejny dzień przyniesie poprawę, jest łatwiej znieść cierpienie. Przeciwstawiamy się czemuś zrozumiałemu, namacalnemu.

Oczywiście zachorować teraz, w tym stanie, byłoby dla mnie końcem. Nie dałabym rady. Bez dwóch zdań sznur

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie wolałbym zamienić to co mi teraz dolega nawet na jakieś lekki raczysko. Bez nóg, rąk, będąc przykutym do łóżka można żyć, ale bez sprawnej głowy-nie bardzo.

Omeeena, byłem chyba w takim stanie co Ty, już nawet planowałem co komu zapiszę w spadku. Na szczęście lekarz postawił mnie na nogi i chyba powoli z tego wychodzę.

Tobie życzę odwagi i wytrwałości w walce z tym dziadostwem.

Zen~

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zenon1989, ach, jak ja komuś powiem, że wolałabym np. nie mieć nogi, to patrzą na mnie ze zgrozą i przerażeniem i twierdzą, że nie wiem, co mówię. Ale wiem. Bo zaliczyłam już szpitale i różne operacje i wiem, że z tym daję sobie radę. Bo na ból jest wyjście. Prochy, wygodna pozycja, spokój, sen... A na jazdy psychy nie mam żadnego wpływu. Kiedy przychodzi atak, mogę tylko czekać. Chodząc, wyjąc i błagając o ulgę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Primavera, ja doszłam już do takiego stanu, że podczas zjazdów leżeć nie mogę. Jakby umieszczenie ciała w pozycji poziomej wpływało na mózg. Dopiero jak odpuszcza, zmęczenie bierze górę i mogę się położyć.

 

-- 20 paź 2012, 12:41 --

 

Nienawidzę tego, /cenzura/, nienawidzę!!!! Za co na mnie to wszystko spada od tylu miesięcy???!!!

a za co na mnie i to parę lat? Za co na innych ? Czy zastanawianie się nad tym ma sens? Czy nie czas zaakceptować ten stan i przestać walczyć z wiatrakami bo tracisz energię. Jak dalej tak będziesz się miotać to faktycznie nie będziesz w lepszej formie bo wszystkie siły pożytkujesz na WALKĘ sama ze sobą. Ty zacznij ze sobą współpracować a nie walczyć. Dobrze by było gdybyś poszła do psychologa. Same leki sprawy nie rozwiążą. Wsciekanie się, obwinianie, użalanie nie ma sensu tylko pogłębia Twój stan. Jest jak jest i trzeba coś z tym zrobić nie jestes w tym sama bo jak widzisz jest tutaj tylko tak wielu ludzi z podobnymi problemami a ilu jeszcze gdzieś tam.........

 

Kaja, na tym etapie, na którym jestem, robię to, co mogę. Leki nie pomagają, a lekarz mimo to każe wrócić do poprzedniej dawki, na psychologa nie mam już sił.

Co znaczy zaakceptować swój stan? Leżeć, cierpieć, wyć i zdychać nie próbując nawet zająć myśli?

Czemu próby pokonania niemocy są walka z wiatrakami? Przecież muszę jakoś egzystować.

Na czym polega współpraca ze sobą? Dla mnie to terminy z Wikipedii, czarna dziura, próbuję po swojemu przeżyć dzień.

A wściekanie się, użalanie, płacz, to emocje, których jeszcze nie tak dawno doradzałaś mi nie ukrywać. Zresztą co można więcej, kiedy czasem czujesz, że jesteś na dnie? Przerażenie i bezradność są chyba normalnym tego skutkiem... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

omeeena, te jazdy o których piszesz, w dużej mierze zależą od nas - nastawienia i myślenia. jeżeli żyjesz w permanentnym lęku ( problemy ze zdrowiem, obawa o pracę, o rodzinę) to skąd masz mieć siłę i chęć do życia, jak wpadłaś w błędne koło - myśli, lęków i napięć. teraz całą energię przeznaczasz na walkę z lękiem i tym stanem w którym jesteś. Zmień myślenie i nastawienie - na pewno dobra psychoterapia pozwoliłaby Ci na zdjęcie tych wszystkich obciążeń, które cię przygniotły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HansKlosz, ja to wszystko wiem.... w teorii... I gdybym wiedziała, że to się rozwinie w takim tempie i do takiego stopnia, nie polegałabym na lekach, które wg. lekarza miały mnie szybko postawić na nogi, tylko zabezpieczyła się z kilku stron. A ja słuchałam doktora, bo przecież się koorwa zna na temacie i zgodziłam się czekać z psychologiem do czasu, kiedy dobiorę leki.

3 miesiące minęły. Leków nie dobrałam, stanu umysłu nie poprawiłam, 20 godz na dobę napiertala mnie żołądek, nie jem, tracę siły, matka w szpitalu, nie dziwcie się, proszę, że już zwyczajnie po ludzku się poddaję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakoś od rana odczuwam lekki niepokój, gdzieś pod skórą. Ale ogólnie nie jest najgorzej.

Stresuje mnie trochę to że w ten weekend muszę porozmawiać z rodziną na temat moich schizów, jak je nazywam... Już wspominałam coś niecoś od czasu do czasu by wybadać teren, mało pozytywne reakcje... Pewnie znów powiedzą że sobie wymyślam to wszystko bo mam bujną wyobraźnię albo że oszukuję by pasożytować...

Hm, nie miałabym sumienia by wymyśleć coś takiego tylko po to by żerować na innych. Z prostego powodu, los obdarzył mnie empatią (co bywa plusem, ale równie często minusem :(), to byłby zupełny brak szacunku dla ludzi cierpiących na nerwicę.

Z drugiej strony, trochę ich rozumiem. Wymienianie objawów nerwicy może brzmieć dziwnie. Hm, jestem rozdarta :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×