Skocz do zawartości
Nerwica.com

A czy pamiętacie kiedy i jak TO się zaczęło ?


woman

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Gromadziło się się pewnie wiele lat, ale dokładnie pamiętam jak to się zaczęło.

Wrzesień: rzucałam wtedy palenie i parę razy "ciężko mi było oddychać" - głupia baba, myślałam, że to z braku nikotyny.

Listopad: urlop, przez pierwszy tydzień spałam po 15 godzin na dobę, myślałam, że jestem przemęczona. Drugi tydzień, kładłam się spać o 3 nad ranem i spałam do 15. Nie nawidziłam momentu kładzenia się do łóżka. A potem się zaczęło. Noc, wlazłam do wyrka a moją głowę zaczęło COŚ ściskać, otworzyłam okno, trochę pomogło i tak parę godzin. W końcu zasnęłm,a rano było już ok. Następnej dosłownie nocy dołączyło serducho, duszności i wtedy już umierałam....chyba każdy z nas to zna, więc daruję sobie opis.

Czy u Was walnęło z nienacka, czy też tak narastało.

Piszcie, może będą to wskazówki dla innych, u których TO się dopiero zaczyna.

Zdrówka życzę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie zaczelo sie miesiac temu, dusznosci-szpital-walenie serca , pare dni dobrze potem znów dusznosci , uciski w głowie no i aktualnie doszlo do tego ze jade na psychotropach-lecze sie na depresje. A ZACZELO SIER OD CIEZKIEJ SYTUACJI STRESOWEJ KTORA PRZESZLAM. Ale od dziecka bylam nerwowa i zamknieta w sobie, teraz siedze tylko w domu mam depresje nic mi sie nie chce nie moge spac i stracilam apetyt a do tego te codzienne lęki-PEWNIE ZNACIE TO UCZUCIE DOSKONALE.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehhhh pamietam doskonale....wakacje dwa lata temu.... morze plaza, namiocik.....i pewnego razu STOP....nigdzie nie pojde, nie wyjde z namiotu i tyle, strach, panika, dusznosci dramat....ale zaczelo to mi sie chyba jeszcze wczesniej, jak bylam mala lezalam na nerwice w szpitalu...potem byly nieciekawe wydarzenia..i wydaje mi sie ze skumulowalo sie to wszystko i wyszlo akurat w tym momencie....jak czasami czytam ze ktos mial nawrot choroby to jestem przerazona, nie wiem jakbym to przezyla drugi raz :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja może dodam tylko tyle że jak rzucałam palenie to organizm mi totalnie zwariowal miałam złe wyniki badań , problemy z sercem z oddychaniem ogólny koszmar ale to wcale nie było zwiazane z nerwicą zwykła reakcja odstawienna organizmu ,trwało to trochę dopóki organizm sie nie przyzwyczaił do nowej sytuacji a jak u mnie się zaczeło ?proste wyzwalaczem był alkohol ! jestem już teraz tego pewna!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po prostu stres zapijałam alko ,wtedy czułam sie ok (imprezki ,fajne życie) nawet się nie obejrzałam jak codziennie musiałam sobie walnąc piwko dla animuszu w ten sposób powoli wpadając w alkoholizm .Wszystko było cudownie do momentu grypy żołądkowej i przez to zatrucia organizmu ( miałam to pierwszy raz w życiu ) organizm tragicznie zareagował wcześniej osłabiony alko dostałam jakiegos dziwnego ataku na ulicy ,znalazłam sie wszpitalu (nie musze mówić że badania wypadły tragicznie a szczególnie poziom magnezu który był krytyczny, do tego przerażenie typu ,,co sie dzieje jestem w szpitalu itp'',tez pierwszy raz w zyciu .Później zaczeły sie lęki i agorafobia i tak przez 2 lata ,a wystarczyło odstawić alkohol i przetłumaczyć mojej panikarskiej psychice że nic się nie dzieje! UWAŻAM na swoim przykładzie ze ludzie ze skłonnością do nerwic czy depresji nie powinni pić alkoholu!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie zaczeło się... najprawdopodobniej od przedszkola ;)

całe życie z nerwicą.... raz było lepiej, raz gorzej....

lecze się dopiero od pół roku... depresja mocno zaatakowała więc trzeba było działać. też wiele razy umierałam w nocy, myślałam, że serce mi przestało bić (co było niedorzeczne). kiedy nie zasnęłam przed 22 byłam tak zdenerwowana że do rana nie spałam... obsesyjne mycie rąk co utrudniało mi życie... i wiele innych które spotkały mnie w dzieciństwie.

straszna choroba, z którą zostałam sama. rodzice w ogóle nie zareagowali, nie wiedzieli że jest coś ze mną nie tak. dokładnie myślałam ja sama... że to normalne. i każdego to spotyka.

w końcu sama mogłam o sobie decydować i poszłam do psychiatry.

ale nie rozpisuje się bo zanudzam ;)

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,jestem nowa na forum.Chyba trafiłam w odpowiednie miejsce.Ostatnio przeżyłam silny stres i skutki jego odczuwam do dziś a więc mam stany niepokoju,czasem boję się wyjść z domu i przytłaczają mnie codzienne sprawy.Wcześniej byłam bardzo aktywna a teraz wydaje mi się że wielu sprawom nie podołam.Wrażenie ze zaraz zemdleję dostanę zawału itp znam doskonale chociaż nigdy nic takiego jak zawał ani omdlenie mi się nie przydarzyło (dzięki Bogu:)).Ataki lęku i paniki również poznałam:/Walczę jak mogę,na przekór wszystkiemu wychodzę do ludzi.Mówię sobie:zemdlejesz-trudno wyniosą Cię:P,żle się poczujesz wyjdziesz z sali czy wykładu:p, ale nie jet to łatwe.Czasem mam ochotę zwiać w siną dal albo zamknąć się w domu i nie wychodzić do ludzi,jednak wiem że to pogrzebałoby mnie doszczętnie.Dzięki Wam uświadomiłam sobie że wszystkie moje objawy nawet niektóre z dzieciństwa wskazują na nerwicę i że można z tym wygrać:) Pozdrawiam i lecę dalej przeglądać Wasze posty:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Huh pamiętam doskonale moje początki ....

 

Za dużo alko , doszło do tego że codziennie piłem do nieprzytomności ...

 

Któregoś dnia na kacu jak zwykle , pełny luz , przez chwilę coś mi przeleciało przez głowę , jakby szok , strach , ostrzeżenie ... nie musze mówić że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia , wieczorem znów 10 piw ... następny poranek był makabryczny ... wstałem i ...... :shock::shock::shock: WHAT THE FUCK ??? okrutne zawroty głowy , mega atak , serce myślałem że mi wyskoczy , ogromny strach ... chodziłem w kółko i myślałem że oszaleje ... minęlo po kilku godzinach ..

 

Najgorsze było to że nie wiedziałem co to jest ... myślałem ze zwariowałem ... dziś doszedłem do takiej wprawy że pije 3 kawy , wpadam w tłum ludzi i niech mi tylko sporóbuje podskoczyć :twisted: gaszę ją od razu .

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziś doszedłem do takiej wprawy że pije 3 kawy , wpadam w tłum ludzi i niech mi tylko sporóbuje podskoczyć Twisted Evil gaszę ją od razu .

:) to tylko pogratulowac takiej wprawy :)

agapla kurcze ja tez kiedys lubilam sobie wypic, w sumie wstyd sie przyznac ale jak to wszystko sie zaczelo i bralam leki, duzo lepiej sie czulam jak cos wypilam, nigdy nie myslalam ze moze to od alkoholu.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no bo to tak jest jak sie napijesz jest fajnie ,gorzej jak jesteś już na kacu wtedy organizm wariuje totalna kumulacja lęków,w necie był fajny artykuł wpływ alko na mózg jak to przeczytałam to muszę przyznać że sie przestraszyłam.Odkad nie piję jestem naprawdę w dobrej kondycji

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to się zaczęło 6 lat temu, po śmierci ojca. Poprostu wstałem w nocy bo coś mnie obudziło, tak jakby ucisk w potylicy i takie uczucie drętwienia w niej. Ale pomyślałem sobie, pewnie się zależałem i to przejdzie. Ale rano trzeba było iść do szkoły, i wtedy się zaczeło na poważnie, drętwnienie coraz gorsze, i do tego doszły okropne zawroty głowy, szybkie bicie serca, duszności, cały sie trząsłem, zaczeło mnie mdlić i brzuch cały był jak balon twardy. Oczywiście nie poszedłem wtedy do szkoły tylko do lekarza. Lekarz powiedział mi ze to jest nerwica wegetatywna, i przepisal nervosol. I potem to jakos przeszło, pilem ten nervosol. Ale 2 miesiace pozniej w święta Wielkiej Nocy się zaczela (te same objawy co wyżej tylko doszło uczucie jakbym mial zaraz zemdleć i umrzeć) sie ta nerwica rozwijac. I tak te objawy dreczyly mnie przez okolo 15 do 20 godzin. Pamietam to jak dzis. Nie wiedzialem co sie ze mna dzieje. Potem przeszlo na kilka dni. Pozniej chwycilo mnie w szkole, skad musialem wyjsc na korytarz bo myslalem ze umre w klasie. Trwalo to rok. Pozniej byly tylko takie male ataki kilkuminutowe. Ale pomyslalem sobie dam rade to chyba sie juz skonczylo. Minela matura bylo super, zadnych nerwow. Ale przyszly studia i siedze na wykladzie i notuje a tu nagle zaczyna sie cos kotlowac i sercu w glowie. W ciagu kilkunastu minut bylem juz "gotowy". Dalsza czesc zajec spedzilem w domu, choc nie pamietam jak sie tam znalazlem. Pamietam tylko ze walczylem w autobusie zeby nie umrzec (mialem bardzo silny stres przed komunikacja miejska), zeby mnie nikt nie musial zbierac z podlogi w tym autobusie. Pozniej bylo tylko gorzej, silniejsze ataki, dlugosc ich trwania byla rozna. Od kilkunastu minut do kilkunastu godzin. Ale najgorszy horror nerwicowy przezylem w autobusie 134 na klecinskiej w moim miescie jak mialem jechac na praktyki do US. Nie zapomne tego do konca zycia. Bylo bardzo goraco, pierwszt dzien praktyk, korek na klecinskiej jak zawsze z rana, godzina juz 8 a ja na 8 musze byc na miejscu i tak sie zaczelo, stoje w tym zatloczonym autobusie a to sie rozpoczyna. Dusznosci okropne, nie moglem prawie oddychac,powietrze lapalem jak karp, serce mi tak tluklo ze je slyszalem, mdlilo mnie tak okropnie ze musialem zaciskac usta z calych sil co z lapaniem powietrza nie bylo prostym zadaniem, cale cialo mi sie trzeslo jakbym mial prakinsona. Musialem z calej sily sciskac porecze w autobusie aby rece sie nie trzesly, w glowie mi sie tak krecilo jakbym byl po 6 piwach, mialem straszny swiatlowstret, i najgorsze bylo to ze zaczelo mi sie robic slabo, tak z 12 razy w ciagu 40 minut jazdy robilo mi sie slabo. Myslalem ze zaraz umre ze to sa moje ostatnie sekundy zycia. Zaczalem sie modlic w myslach, ale to nic nie dawalo. Ale jakos przezylem ten horror i wysiadlem z tego autobusu, caly spocony, umeczony Byla dopiero 8:30 a ja czulem sie jakbym caly dzien pracowal fizycznie bez odpoczynku. I tak potem meczylo mnie codziennie na tych praktykach ale juz z mniejszym nasileniem. Jeszcze meczylo mnie potem na wykaldach w domu na ulicy, gdziekolwiek. W ostatniego sylwestra wupilem duzo szampana, i mialem potem takie same objawy jak agapla. Na kacu meczylo mnie to przez 3 dni. Wreszcie moja mama zadzwonila do psychiatry, który dał mi lek i jakos zyje teraz, bez lekow. Mam nadzieje ze to sie skonczylo i juz nigdy nie powroci, NIGDY.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.... Gdybym 5 lat temu wiedziała jak skończy się mój wyjazd do Londynu pewnie moja noga nigdy nie stanęłaby nad Tamizą J

To był ciepły wiosenny dzien. w Londynie latałam z koleżanką po sklepach trochę głodna i zmęczona, bo miałyśmy żelazne postanowienie, aby ten wyjazd potraktować jak turnus odchudzający. Gdy zrobiło mi się słabo byłam pewna ze to z głodu, niestety z minuty na minutę czułam się coraz gorzej zaczęło kręcić mi się w głowie oblały mnie poty serce waliło jak oszalałe miałam wrażenie, ze wszystko mi się śni poczucie nierealności było okropne zsiniały mi paznokcie na skórze pojawiły się białe plamy jakby odpłynęła mi krew w niektórych miejscach, zrobiło mi się niedobrze, metabolizm zaczął szaleć ledwo dobiegłam do łazienki w okolicznej kawiarni, ale najgorsze było uczucie, ze umieram. Dziś wiem, ze to był pierwszy w życiu niestety nie ostatni atak paniki. Angielscy lekarze dali mi paracetamol i stwierdzili, ze to słynna angielska grypa, no cóż niech im będzie. Do końca wyjazdu miałam jeszcze jeden atak w restauracji na obiedzie- kolejny koszmar. Po powrocie do Polski zaczęłam szukać przyczyn mojego złego samopoczucia, depersonalizacja, o której wtedy nie miałam pojęcia utrzymywała się cały czas. Najpierw wylądowałam u zaprzyjaźnionego kardiologa skoro serce wali jak szalone może to ono jest odpowiedzialne za mój fatalny stan, teraz już wiem ze kardiolog miał racje on pierwszy zasugerował nerwicę lękową, lecz dla mnie silnej (taki mi się wydawało osoby) świadomość ze mam nerwic nie mieściła się w moich ramach to nie mogło być prawdą -NERWICA????? A poza tym objawy somatyczne były tak straszne, iż nie mogła uwierzyć ze może je wywołać nerwica i to był mój podstawowy błąd gdybym wtedy uwierzyła moja droga do normalności trwała by zapewne dużo krócej. W ciągu kolejnych miesięcy przeszłam szereg badań rezonans magnetyczny głowy, tomografie komputerową głowy, EEG, holter, wszystkie możliwe badania krwi, moczu, kału, byłam u neurologa, ginekologa, endokrynologa, kardiologa, psychiatrty-seksuologa, u tybetanki stawiającej banki, u wrózki, jakiegoś szamana, u egzorcysty- tak kochani odwiedzilam tych wszystkich ludzi licząc na cud na to, ze ktoś z nich postawi diagnoze da złoty srodek i rano obudze się jak młody Bóg zdrowa usmiechnieta i znów będę ta Moniką z przed wyjazdu do Anglii. Ale cud nie nastąpiła nikt nie potrafił mi pomóc badania miałam super byłam okazem zdrowia nie licząc podwyższonej protaktyny byłam książkowym przykładem pozytywnych wyników badań. Pytałam coraz bardziej załamana jak to możliwe, ze wszystko jest ok. a ja po woli umieram po woli nie chce mi się żyć. I nagle nastąpił przełom miałam wyjątkowo silny atak z wymiotami i rozwolnieniem, waleniem serca sinieniem paznokci itd. itd. Wezwaliśmy pogotowie, które już nie po raz pierwszy wzywane stwierdziło ze nic mi nie jest, ale sanitariusz powiedział: Jak dla mnie to klasyczne objawy nerwicy wegetatywnej( dziś to już przestarzały zwrot) niech pani idzie do psychiatry koniecznie. No i poszłam, choć nie pierwszy raz byłam u psychiatry to pierwszy raz poznał on się na mojej chorobie, gdy opisałam przebieg ataków stan, w jakim się znajduje diagnoza była pewna Zespół lęku napadowego – uogólniony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mialam pewne epizody nerwicowe (wtedy tego nie wiedzialam) kilka razy. zawsze wiazalo sie to z jakims wyjazdem gdzies bez rodzicow gdzie nie chcialam jechac. pierwsze takie cos mialam na urodzinach mojej kuzynki (wczesniej zdarzalo mi sie, ze jk bylam na jakiejs imprezie czy przed to sie denerwowalam, ale przechodzilo). mialam jakies 14 lat. kiedy przyjechali moi rodzice zaczelo mi sie robic niedobrze, zimno, trzeslam sie... pojechalismy do szpitala, stwierdzono, ze to moze jakies zatrucie i dostalam jakies pastylki... po paru dniach przeszlo, ale lek przed tym stanem pozostal. potem byla wycieczka szkolna, nie chcialam jechac, bo i poco? wszyscy beda chlac i nie bedzie nawet momentu spokoju, do tego wyjazd autokarem (mialam chorobe lokomocyjna do tej pory nie lubie jezdzic autokarami)... przez 5 dni wycieczki czulamsie zle, mdlilo mnie jak mialam cos jesc, nie moglam spac i caly czas bylam spieta... przeszlo jak wrocilam do domu... po jakims czasie wkrecilam sobie, ze jak bede odpowiadac "przy tablicy" na historii (historyk byl dosc wredny) to ze stresu bedzie mi slabo i niedobrze. przed kazda historia mialam mega lek, ze mnie wezmie do odpowiedzi a ja tam zwymiotuje albo zemdleje (zawsze bylam obkuta, ba, wczesniej nawet sama sie zglaszalam do odpowiedzi - tez byla stres, ale nie paniczny). jak mnie wywolal do odpowiedzi to bylam w stanie powiedziec, ze nie umiem i dostac pale. nie moglam spac przed historia, potem w zwiazku z tym balam sie wszystkich miejsc gdzie jest duszno, ale w koncu powiedzialam sobie, ze tak niemozna, przelamalam lek, zglosilam sie a na koniec uslyszalam, ze kazdy tak powinien odpowiadac... minelo... potem wyjazd na wakacje z przyjaciolka, nie bylo tak strasznie, ale odczuwalam dyskomfort, chec powrotu do domu, male problemy z jedzeniem...

jednak tak powaznie zaczelo sie po pierwszym roku studiow. byl obowiazkowy oboz, ja jak juz zdawalam na te studia nie chcialam jechac i to byl powod tego, ze zastanawialam sie czy na nie isc. oboz zaczal sie zblizac i zaczelam panikowac, ze sobie nie poradze, ze napewno bedzie mnie ciagle mdlilo, nie bede mogla jesc, spac i jak ja sobie poradze?? jakis tydzien przed obozem mialam tylko to w glowie... mdlilo mnie ciagle, nie moglam jesc, plakalam, spalam malo, dzien przed powiedzialam, ze nie jade, ale moi rodzice mnie namowili zebym w takim razie pojechala i powiuedziala dziekanowi, ze nie moge zostac (poza tym musialam jechac, bo zabieralam moje 2 kolezanki). cala noc nie spalam, w samochodzie opowiedzialam wszystko dziewczynom, namawialy mnie, ale ja postawilam na swoim choc troche sie lamalam. w drodze powrotnej moja mama plakala, ja pol drogi przespalam... zaczelo byc coraz gorzej, zaczelam sie bac jezdzic autobusami, wychodzic dalej od domu. w koncu musialam przeniesc sie na tryb zaoczny studiow, bno nie moglam wysiedziec na zajeciach nawet 5 min. od razu mi sie robilo duszno, slabo, krecilo mi sie w glowie i mdlilo mnie. poszlam do poradni, zaczelam brac leki i chodzic na terapie. moj powrot do normalnosci trwal prawie rok. jestem teraz po pierwszym nawrocie, ktory minal mi bardzo szybko (po miesiacu bylam znow soba) i w sumie ostatnio tez mialam jakby nawrot, ale tym razem na lekach - duzo stresu mi sie skumulowalo...

i tak to u mnie wyglada, to juz w sumie 3 rok leczenia z mala przerwa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...właśnie się zarejestrowałam... 8)

u mnie zaczęlo się kiedy mialam okolo 14 lat...nie wiem, nagle...obudzilam się pewnego dnia przed wakacjami i strasznie się bałam...nie potrafie nawet okreslic czego...to bylo paralizujace. Nie umialam sobie poradzic z tym, dreczyly mnie koszmary, natretne mysli...ale przeszlo. trwalo to to troche, ale minelo, nagle. Mialam spokoj...ale znowu sie zaczelo w tamtym roku w wakacje! ;( pierwszy atak byl na obozie, w nocy, balam sie, znow nie wiedzialam czego, ze umre, zwariuje...potem byl spokoj...bardzo krotko! ze dea tygodnie pozniej, sparalizowal mnie strach o tatre, mial wracac z Niemiec i balam sie ze cos mu sie stanie, to bylo straszne! dzien wczesniej i w dzien powrotu, trzeslam sie ze strachu, plakalam i wymyslalam rozne wypadki jakie moga lu sie przytrafic. I tak juz zostalo...bylam z nim potem sama w domu (reszta rodziny, nadal w Niemczech) i za kazdym razem kiedy mial jechac do pracy, albo z niej wracac panicznie sie balam. szukalam tylko pretekstu zeby do niego zadzwonic i sprawdzic, czy nic mu sie jest...

potem wszystko sie rozkrecalo...balam sie ze zwariowalam, ze strace kontrole nad cialem albo umyslem...no itd.

Ale to tez minelo... kilka tygodni temu znowu zaczely sie ataki, tym razem wydaje mi sie ze jest mi niedobrze...boje sie ze zwymiotuje i zaslabne gdzies gdzie nie moge np. w kinie, w restauracji...;| i "nie umiem" jezdzic autobusami! raz prawie zemdlalam...;| i ciagle sobie wkrecam ze mi sie zrobi niedobrze...

nie wiem czy do konca na temat....;) sorki...XD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale pamiętam " mój pierwszy raz" :roll: To było na wakacjach 2 lata temu. Na plaży cisza, spokój, żadnego podmuchu wiaterku i nagle uczucie, że zaraz zemdleje. Stwierdziłam, że to napewno udar cieplny i czym prędzej zeszliśmy z plaży. Potem było dobrze do momentu prac ogrodowych przy 38 stopniowym upale. Tym razem było gorzej: wszystkie objawy które wczesniej opisywaliście, no i dołączyła agorafobia. Na moje szczęście znałam psychiatre który leczy na depresje moją mamę. Diagnoza była szybko- nerwica lękowa, ale leczenie trwa do dziś.

Ostatnio znalazłam wytłumaczenie dla mojej nerwicy. Otóż osoby, które wcześniej zawsze żyły w stresie, na pełnych obrotach i nagle wyjeżdżają na urlop i do tego mocne słońce- to wszystko uwalnia nerwicę. Pytałam lekarki i potwierdziła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zależy co się zaczęło. Zaburzenia osobowości - odkąd pamiętam. Siostra cierpiała na syndrom "zazdrości". Chciała mnie zabić. Babka też coś w tym rodzaju. Skłonności do samookaleczania miałam od 4 roku życia. Pierwszy epizod - wbijanie sobie gwoździ do piszczeli. Blizny są do dzisiaj i skłonności pozostały :? PTSD gdzieś od 10 roku życia. Ojciec mnie gwałcił dwa lata. Coś pozostało do dzisiaj. Anoreksja w wieku 14 lat do 24 roku. I to badziewie nie da się wyleczyć w 100%. W międzyczasie nabawiłam się paru natręctw: myśli, czynności i chęci zabicia się. Z tym nieźle sobie poradziłam. No i od dwóch lat: nerwica. Z tym dopiero sobie radzę.

Eh, nie chce mi się pisać o szczegółach. Niektórych nawet nie pamiętam.

Dodam tylko, że co Nas nie zabije to Nas wzmocni. Pamiętajcie o tym!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamietam ten dzien doskonale :(. Był srodek lata przebywałem na wakacjach w Zakopanym. Poprzedniego dnia miałem ciezka przeprawe przez czerwone wierchy wiec tego nie ruszyłem na szlak chciałem troche wypoczac. Rankiem apetyt mi nie dopisał co nadrobiłem w najlepszej cukierni w miescie :D czułem sie troche zaspany wiec wypiłem kawe a potem ruszyłem na miasto....i wtedy...na krupowkach :( ..pierwszy atak.

 

P.S Mogłem tego uniknac całej tej nerwicy ale Hetman76 ciagle podlewał to co juz dawno uschło (a teraz masz za swoje głupcze).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Moje początki sięgają pare lat wstecz

 

Ale konkretnie się wszystko zaczeło 26 pażdziernika 2006 okolo godziny 18

Niebęde opisywać w jakich okolicznościach bo już pare razy to pisałem....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze byłam twardzielką. Wesołą, pełną energii. Mimo różnych życiowych zakrętów- jakoś stawałam na nogi. z uśmiechem oczywiście. Mąż psychopata. Ale i tu wypracowałam sobie model silnej i jakoś szło.

Mam syna- takiego umiłowanego. Od urodzenia dawał mi tyle miłości, że to nie da się opisać. Teraz zdałam sobie sprawę, że ta jego miłość dawała mi tą energię niewyczerpywaną. 1,5 roku temu z kolegami pijani zdemolowali ludziom ich dobytek. Naprawialiśmy wszystko co się dało, wszyscy mają wyroki w zawieszeniu. Coś we mnie pękło. I powoli każdy zakręt powodował coraz więcej lęków. we dnie i w nocy. Koszmar. od 5 tygodni jestem w terapii farmakologicznej i psychologicznej. już czasami się śmieję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też nie pamietam dokładnie kiedy a szkoda (jak mowi mój psycholog). wiem ze na poczatku były to sporadyczne lęki, kilka razy w miesiącu, oczywiście tylko wtedy gdy byłam gdzies sama. potem zaczęło się to nasilaćaż osiągnęło taki stan ze codziennie było NIE TAK: zawroty głowy, ucisk w głowie w kltace piersiowej kołatanie serca, nogi raz zjakby z waty raz sztywne, mechanizm ucieczki, nawet w domu juz nie było dobrze nawet jak kładłam się spać tez "kręciło mi się " w glowie...koszmar. po tym najgorzszym poł roku udałam się do psychologa i mialo to na mnie zbawienny wpływ. od poł roku od ropppzpoczęcia terapii moge powiedziec ze jest niezle, a czasmi jest super:) właciwie nie miewam juz zawrotów głowy bo wiem ze sa urojone, nadal w niektórych miejscach się przelazliwie boję ale staram się stosowac odczulanie. lek to nie bakteria, ona nie wnika do twojego organizmu, sam ją chodujesz jesli chcesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie ponad rok temu... ale sie pewnie kumulowalo , bo jestem typem piszacym czarne scenariusze. Trzy lata temu urodzilam córeczke , nie przespalam chyba jeszcze calej jednej nocy , a tym bardziej jak karmilam . Spalam moze po trzy godziny dziennie. Do tego pracowalam. Bylam wykonczona, mocno przytylam. Moja ginekolog dala mi tabletki hormonalne , które mialyby tez pomóc mi stracic wode w organizmie , której mialam za duzo.Bolala mnie po nich glowa , a jak przeczytalam ulotke to juz oczyma wyobrazni widzialam ze mam jakies zatory , krwiaki czy cos podobnego . Zmienila wiec mi na inne , ale nie zdazylam ich wykupic.Poszlam do marketu , myslalam ze po zakupach wstapie do apteki i kupie tabletki, ale zaczelo mi sie krecic w glowie , wiec se mysle , ze nie kupie tych tabletek , bo boje sie tych bólów glowy, zrobilam szybko zakupy i do domu , bo nie wiedzialm co sie dzieje. W domu sie zaczelo... Wszystkie mozliwe objawy jakie znacie , wiec oczywiscie myslalam , ze umieram. Pogotowie , tydzien w szpitalu, rok chodzenia po specjalistach , wszystkie oszczednosci wydane, w koncu psychiatra i psycholog. No i od roku jestem inna osoba, tesknie bardzo za soba z przed ataku.Chociaz raz chcialabym sie dobrze poczuc :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od października 2005, aczkolwiek zaczynało się już w klasie maturalnej. Lekkie ataki nerwicy i tyle. Potem zmiana miejsca zamieszkania, strach, samotność. Z czasem uciekałam od rzeczywistości w łózko i lodówke, bo nic innego nie miałam. Zaczęłam się bać, trzepać bez przyczyny, mdleć. Mogłam spać całymi dniami. Unikałam ludzi, rozmyslałam, walczyłam ze sobą.

Szukałam wsparcia - nie znalazłam. Mój świat runął, zwątpiłam we wszystko. Bałam się i nikt nie chciał mnie poprowadzić za rękę, a sama nie potrafiłam pójść. Odblokowały się we mnie lęki z dzieciństwa.

Zostałam kompletnie sama - bez własnej osobowości, z dziurami w mózgu, z kimś kogo w lustrze nie poznawałam. Zaczęłam tracic pamięć i kontakt z rzeczywistością. Przestałam odróżniać to, co jest prawdą od tego, co nią nie jest. Było mi i tak wszytsko jedno. :( ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie zaczęło sie(tak już naprawde,ponieważ wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy)ok.2 lat wstecz,miałam mieć przesłuchanie do zespołu :D ,wszystko ok ja szczęśliwa,ale ok.2h przed wyjściem trzęsawki,klucha w gardle itp.Na przesłuchaniu serce zaczeło mi tak straszliwie bić że myślałam ze mi klate rozerwie,no i oczywiście nie wyśpiewałam nic poza jakimś piskiem :cry: .Drugi dzień był gorszy(o wiele),czułam sie jakbym miała niewiem jakiego kaca lub była czymś naćpana,zero koncentracji ,świat nabrał ciemniejszych barw,ucisk w klatce piersiowej,ścisk w mostku-myślę zawał :smile: ,oczywiście pogotowie te sprawy,lekarze twierdzą że wszystko ok,a ja w szoku "to ja tu umieram a oni sobie odjeżdżają :D .Taki nastrój trwał ok 7-8 miesięcy,po szeregu badań okazało sie że jestem okazem zdrowia,dopiero Pan kardiolog uświadomił mi że to nerwica(przynajmniej znałam juz przyczyne).Potem już było ok jesli chodzi o zawały czy wylewy z tym sobie poradziłam ,ale lęk przed wyjściem gdziekolwiek trzyma sie mnie dalej,a teraz nawet doszłedł dziwny lęk ,który nawet nie wiem skąd sie bierze-poprostu podświadomie się czegoś boje :cry: To chyba wszystko jeśli chodzi o mnie pozdrawiam was nerwusy i głowa do góry :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×