Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Psycholog mi do domu przychodzi sad tak kazal. Ale ostatnio dzwonilam do niej zeby nie przychodzila. Nie wiem o czym mam z nia rozmawiac. Mam w kolko mowic jak mi zle? Szkoda ze ta proba nie skonczyla sie pomyslnie. Mialabym spokoj. Sprobuje znowu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja., ok - wiedząc w jakim jesteś stanie z nakazem sądu Twój jeden telefon załatwił sprawę i nie przychodzi? Przyznam że nie rozumię. Sądząc po Twoich postach to potrzebujesz ostrej terapii w szpitalu psychiatrycznym. Jak masz przebłyski i widzisz co sie z Tobą dzieje pomimo że Ci trudno bardzo zawalcz o siebie. Gorzej już być nie może chyba co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kaja123 musialam ja troche oszukac. Ja pracuje jeszcze i powiedzialam jej ze musimy przesunac nasze spotkanie bo mam byc w pracy. Nie chce mi sie z nia rozmawiac. Nie jest ze mna najlepiej wiem o tym.Odczuwam ciagla pustke, znudzenie i zmeczenie zyciem.mam natrectwa i mysli przesladowcze. To wszystko sprawia ze nie chce mi sie zyc. Znowu wykupilam leki i pewnie znowu je lykne liczac ze moze tym razem skutecznie.

Nie mam sil walczyc

 

kasiatko mam haloperidol ale nie wezme tego bo sama wiesz jak to dziala , solian mi wystarczy mam teraz wieksza dawke solianu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja., ponawiam pytanie - czemu nie szpital? Czemu znowu chcesz sie nałykać - to jest łatwiejsze? Skąd wiesz co jest po drugiej stronie - tam gdzieś? Skąd wiesz że tam Cię nie spotka to samo? Tu możesz coś z tym zrobić bo jest namacalne ale tam gdzieś gdzie nie mamy pojęcia co jest ? A jak będzie gorzej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w szpitalu mi podaja haloperidol albo rispolept a to sa mocne leki i zle na mnie dzialaja. Poza tym sam pobyt w szpitalu nic nie zmieni

Wlasnie boje sie tego ze po drugiej stronie moze byc gorzej. Dzieki za uzmyslowienie tego od razu mi przechodzi ochota na zabijanie eh

to ja juz nie wiem co mam zrobic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eh

to ja juz nie wiem co mam zrobic

Lukrecja., no napewno porządnie pomyśleć co Ci się bardziej opłaci. No sam pobyt w szpitalu nic nie zmieni ja myslę o terapii, którą stosuje się w szpitalu przecież. Samo zazywanie leku tez nic nie załatwi. Takie zawieszenie tylko działa na Twoją niekorzyść. Działaj, pomimo że jest Ci trudno, no bo kto ma o Ciebie zadbać jak nie Ty sama? To Tobie zalezy na poprawie samopoczucia a nie innym. Nikt za Ciebie tego nie załatwi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja., Może psycholog pomoże ci zrozumieć dlaczego dalej w tym tkwisz i nie możesz (a może wręcz nie chcesz) postarać się z tego wyjść, albo przynajmniej polepszyć swój stan. Człowiek przejęty lękiem czy jakimiś silnymi emocjami potrafi trzymać się uporczywie, wręcz przymusowo jakiś utrwalonych zachowań czy postaw. Może zupełnie nie potrafić inaczej spojrzeć na swoją sytuację. Dlatego potrzebna jest jakaś pomoc z zewnątrz. Przyjmij ją. Dlaczego nie możesz przyjąć świata takim jaki jest :( ?

Mam w kolko mowic jak mi zle?
Tak. O tym też. Przychodzi do ciebie jakaś pomoc, skorzystaj z niej nawet jeśli chciałabyś lepszej.

To czego doświadczasz jest też rezultatem choroby ale też w jakimś stopniu twoich wyborów. Odpychasz pomoc psychologa, a przecież widzisz że potrzebujesz pomocy drugiej osoby. Jak zostaniesz sama ze swoją chorobą skończy się to znowu na oddziale.

I popieram pomysł kaji123,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie czuje zeby psycholog byl w stanie mi pomoc.chcialabym studiowac psychologie ale same formalmnosci z rejestracja o ubieganie sie na studia mnie przerastaja, chcialabym pokazac pewnemu lekarzykowi ze dam rade ale nie daje tak naprawde, czuje jak zabiera, jak lapie mnie czarna dziura,otchlan,jak trace oddech, jestem zmeczona codziennoscia, tak bardzo zmeczona, chcialabym odejsc, nie czuc, nie myslec, nie byc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja., jak chcesz studiować psychologię i pomagać innym, najpierw musisz pomóc sobie. Jest to sprzeczne co piszesz: chcesz sie zabić a równocześnie studiować i to psychologię a do tego jeszcze komuś coś udowodnić. To nie sam psycholog ma Ci pomóc tylko Ty sama sobie z jego wsparciem. Odpowiedzialność i decyzje za siebie bierzesz Ty sama, nikt inny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcialabym pokazac pewnemu lekarzykowi ze dam rade
Ale koniecznie musisz mu pokazać że dasz radę zupełnie SAMA? Co złego w tym że skorzystasz z pomocy psychologa czy psychiatry. Przecież właśnie w ten sposób ludzie sobie dają radę z chorobami.

Z tego co wiem to psycholog przed podjęciem pracy najpierw przechodzi przez własną terapię. Jest ciężko leczyć kogoś innego jeśli samemu ma się jakieś wewnętrzne konflikty, bo przenosi się swoje humory na pacjenta. Może na razie weź sobie jakieś książki psychologiczne. Ale zwracam też uwagę że siebie z nich nie wyczytasz. Zasadniczo potrzebna jest druga osoba. Nie odrzucaj jej. Większość chorych leczy się właśnie tak - w relacji z terapeutą. To że nie czujesz jak miałaby ci pomóc jeszcze o niczym nie przesądza. A zajmowanie się samemu sobą może nas wyprowadzić zupełnie w pole (coś o tym wiem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ta męczarnia się kiedyś skończy? Zazdroszczę wszystkim, którzy nabyli nerwicę/depresję gdzieś w którymś punkcie swojego życia i nie muszą znosić tego od zawsze... Ile muszę się powstrzymywać w ostatnim czasie, żeby sobie czegoś nie zrobić. Ile masochizmu jeszcze mam w sobie wykrzesać, żeby żyć jak żyję, a właściwie wegetuję, 90% mojej energii życiowej marnować na ataki i uspokajanie neurotycznych myśli, bez żadnej przyjemności z czegokolwiek. Mam tylko tę odrobinę nadziei, że jak przetrwam 10 miesięcy, do pełnoletności i nikt mnie jużnie będzie wykopywał z gabinetów psychiatrycznych, bo nie przyszłam z mamusią, to coś się zmieni... Teraz nic sobie nie zrobię, nawet jeśli nie będę w stanie się już trzymać na siłach, będę o to walczyć, by chociaż nic sobie nie zrobić, pomimo tego, że nieustannie krążą w mojej głowie takie myśli.

Co jest najgorsze? To, że to taka cicha walka. We wnętrzu burza, a na zewnątrz jak gdyby nigdy nic.

Co do samobójstwa- w dużej mierze te myśli napędza moja złość na rodzinę. Chciałabym wreszcie im pokazać "popatrzcie, ślepi idioci, co ze mną zrobiliście", przy okazji wykrzykując wreszcie otoczeniu, jak bardzo coś jest nie tak. Moja rodzina chciała, żebym taka była, znerwicowana i zalękniona, bo oni wszyscy sami tacy są. Nienawidzę ich, bo od najmłodszych lat słuchają moich płaczy, jęków i widzą moje cierpienie, a reagują na to przyzwoleniem, ew pogardą, że nie jestem inna od nich (a może zadowoleniem?). Nienawidzę mojej matki, która, słodka do obrzygania, choćby się waliło i paliło, udaje, że wszystko jest słodko i fajnie i ojca, który pogłębia mój stan swoimi frustracjami a la gówniarz, swoim pie.przeniem od rzeczy, narzekaniem, obwinianiem mnie i głupimi gadkami w stylu "Jak fajnie by było, jakbyśmy wszyscy się otruli arszenikiem". Cholerny idiota. Gdyby matka mnie tak kochała, jak ostro się nie raz zarzeka, to nie lałaby na moje problemy sikiem falistym. To udawanie, że nic się nie dzieje, zaprzeczanie faktom, że byłam u psychiatry i brałam leki. Ostatecznie tłumaczenie mi, że muszę wytrzymać, bo ona, biedna, córka alkoholika, wytrzymała, albo że to nie ja jestem tu najbiedniejsza, tylko tatuś. Jak ja ich za to, ku.rwa, nienawidzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, mam duuużo lat więcej od Ciebie i nerwicę mam od dziecka więc rozumie Cię bardziej niż Ci się wydaje. Rodziców sobie obwiniaj ile chcesz ale w czym Ci to pomoże to nie wiem raczej pogłębi frustrację. Co się stało już się nie odstanie. Amen. Teraz powinnaś zająć się sobą tym żeby Tobie zyło się lepiej nie zważając na rodziców. wszystko się da. Wiem że teraz trudniej bo jesteś niepełnoletnia ale tez się da. Powodzenia :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, A nie ma szans żeby mama zgodziła się na twoje wizyty u psychologa? Ta nienawiść obara się przeciwko tobie. Być może rzeczywiście nie są najlepszymi rodzicami i mogą nawet nie zdawać sobie sprawy jak cię ranią. Terapia obejmuje też twoje relacje z rodziną. Może właśnie dobrze byłoby zgłosić się do psychologa razem z mamą. Czy ktoś w twojej rodzinie też choruje na nerwicę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, już parę lat temu chodziłam do psychiatry i psychologów i więcej ich stękania, że wymyślam, czego to mi się nie żąda i coś tam coś tam słuchać mi się nie chce, dam se radę... Oczywiście, że jakbym się uparła, to znowu bym ich zaciągnęła, ale to jest z nimi u boku tak irytujące, że wolę się pomęczyć.

Terapia obejmuje też twoje relacje z rodziną.

Mhm, pierwszym błędem jaki zrobiła moja stara terapeutka było od razu trzaśnięcie mnie na rodzinną. Przy czym w wypadku rodzin pogrążonych w dysfunkcji jedynym sensownym wyjściem jest odcięcie się tak naprawdę i pracowanie na własną rękę, zamiast próbować naprawiać ich na siłę, choć tego nie chcą, bo wyrzekają się, że mogą mieć jakiś problem jak ognia. Zresztą im jest bardzo świetnie tak jak jest. Z żadną mamą się nie zgłoszę, bo nie jestem i nie będę z nią w takich relacjach, by ingerowała w moje problemy.

 

Czy ktoś w twojej rodzinie też choruje na nerwicę?

Wszyscy, z którymi mam bliski kontakt i wśród których się wychowywałam. Moja rodzina to w większości nerwicowcy, współuzależnieni, alkoholicy i tak dalej. Normalnego człowieka ,do którego można się zgłosić z problemem, nie uświadczysz. Mój ojciec jest znerwicowanym frustratem, biadolącym wiecznie na swój los, robiącym z siebie ofiarę losu i przygnębiających otoczenie swoim stękaniem i bardzo mu tak wygodnie, zamiast ruszyć tyłek i coś ze sobą zrobić. Terapie itp to dla niego śmieszność, wobec psychologów zachowuje się jak zawstydzony gówniarz. Moja matka jest DDA. Oczywiście, że nie wiedzą, bo nie chcą wiedzieć, bo to by było dla nich problematyczne, a z problemami się nie mierzymy, tylko zamiatamy pod dywanik. W tym domu mam dorosnąć możliwie jak najbardziej bezproblemowo i się wyprowadzić, żeby tatuś miał spokój, bo wystarczająco życie mu się z nami marnuje, na ołtarzu rodzinnym. Bo przecież do prokreacji go siłą zmuszali. Tak to jest, jak się dzieci w dom bawią.

 

Oni chcą mieć spokój, żyć jak żyją, więc ja muszę dbać w tym interesie o siebie wyłącznie, w przyszłości relacje ograniczając.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boje się, od pewnego czasu w mojej głowie kształtują się tego rodzaju myśli, jest strach, brak mi odwagi. Nie widzę sensu w moim życiu, nie umiem sprecyzować co ma większą wagę: rozpłynięcie się w niebycie i niepewność jak wygląda takie "życie poza ciałem", czy obawy przed życiem bez perspektyw w towarzystwie wiecznego smutku :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, w naszym miasteczku to tak nie działa. Do poradni musisz dodatkowo prócz zgody jeszcze dokumenty wypełniać, a zajmują się głównie dzieciakami z dysortografią, problemami mowy, upośledzonymi itp, jako takich spotkań typowych nie prowadząc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×