Skocz do zawartości
Nerwica.com

Potrzebuję pomocy


omeeena

Rekomendowane odpowiedzi

Witam! Jestem tu pierwszy raz. Mam problem, z którym sobie nie umiem poradzić i nie mam z kim o tym pogadać. Otóż od kilku miesięcy jestem na zwolnieniu z powodu depresji. Kilkanaście lat temu po ciężkich przejściach stwierdzono u mnie napady lęku i przepisano leki. Szybko stanęłam na nogi, paradoksalnie dlatego, że choroba psychiki wydała mi się wybawieniem po obawach o jakąś nieznaną chorobę ciała. Przez te wszystkie lata sporadycznie miewałam napady, 9/10 tabletek lądowało w koszu po przeterminowaniu.

Na początku tego roku zaczęły się problemy w moim zakładzie pracy, który nota bene uwielbiałam i miałam nadzieję pracować tam do emerytury. Redukcje, a co za tym idzie: wyścig szczurów, niesprawiedliwe traktowanie pracowników, podkładanie świń, kablowanie do szefa...Do prozy domowego, nie zawsze rajskiego życia (samotnie wychowuję córkę i mieszkam z matka inwalidką) dołączyła codzienna niepewność, strach, obawa o jutro... Zaczęły się problemy z żołądkiem, który przebadany na wszystkie strony okazał się zdrowy), potem kłopoty z dojazdem do pracy, mdłości po przekroczeniu progu firmy. Na szczęście nadszedł urlop, po którym oczekiwałam odetchnięcia od tego całego goowna, w którym tkwiłam. Niestety, na wczasach wylądowałam w szpitalu. Znów żołądek. Po powrocie pierwszy dzień w pracy to trauma nie do opisania, potem 4 kolejne i na zwolnienie. W trakcie przytrafiła się kobieca dolegliwość i poszłam na stół. Powikłania, zamiast 2 dni, leżałam 11. Wróciłam do pracy i wytrzymałam 3 godziny. Wiedziałam już, że koszmar sprzed lat powrócił ze zdwojona siłą. Od razu do psychiatry. Leki, których nie przyjął mój organizm, niemożliwe do opanowania ataki, jakich nigdy nie miałam, pogotowie, zmiana leków, czekanie na efekty, bo biorę dopiero kilkanaście dni....Kolejne tygodnie w domu, coraz mniej mnie interesuje, wychodzę sporadycznie, głównie kiedy muszę. Ranki są fatalne, kłębek nerwów, spięcie. Jedzenie na siłę. Ciągłe mdłości. Dochodzę do siebie dopiero16-17. Wraca spokój, apetyt, zapał i humor. Wieczory czasem takie, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Noce na szczęście spokojnie przespane. Czemu taka zależność od pory dnia? Leżenie mnie wykańcza, wstanie to jak dla paralityka pierwszy krok, nie mam energii, zapału do niczego, jest mi ciągle zimno, o niczym poza własnym samopoczuciem nie mogę myśleć, bo czuję się jak przepełniony pendrive. Wrażenie, że jestem z tym sama, że nikt nie wie, co się we mnie dzieje, obawa, że martwię matkę, a w nastoletniej córce wywołam złe zmiany, strach, że nigdy nie wrócę do poprzedniego stanu. Poza tym świadomość wyostrzona na maxa, normalnie kojarzę, jasno myślę, odczuwam emocje. Czuję, że rozmowa z kimś, kto to przeżył pomogłaby mi. Poprosiłam lekarza o terapię, ale odwleka to. Nie wiem, czemu. Dlatego tu się zarejestrowałam, może tu uda mi się poklikać, albo poznać kogoś z podobnym problemem. Jestem z Warszawy. Mam 45 lat. Pozdrawiam serdecznie

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

×