Skocz do zawartości
Nerwica.com

Niezdolna do utworzenia związku?


Arkana

Rekomendowane odpowiedzi

Zawsze czułam się samotna. Nigdy nie byłam szczęśliwie zakochana( chociaż też wydaje mi się, iż nigdy prawdziwie nie byłam zakochana...i nigdy nikogo prawdziwie nie kochałam). Ostatnio jak o tym myślałam to odkryłam pewną prawidłowość, schemat w który wpadłam. Obawiam się,że może być on związany z moim dzieciństwem. W wielkim skrócie opisując sytuację: od dziecka czułam się niechciana, nielubiana,niekochana. Rodzice mnie wiecznie odpychali. Byłam bita, poniżana. Zdarzało się,że matka mi pluła w twarz, mówiła,że mnie nienawidzi, biła mnie bardzo mocno-tak,że powstawały siniak, krwiaki. Ojciec raz mnie tak zlał,że posikałam się z bólu. Zresztą on mnie zawsze odrzucał, bił za swoje niepowodzenia, na każdym kroku wyzywał i pokazywał mi,że jestem gorsza, że nic nie znaczę. Dowalali mi w czułe punkty, mówili,że jestem brzydka, głupia, że tylko zepsułam im życie, że mnie nienawidzą itd itp.To wszystko zszarpało mi nerwy- jak ktoś podnosił rękę, czy dzwonił telefon to gwałtownie odskakiwałam przestraszona. Właściwie trwało to odkąd miałam 7 lat do 18 roku życia-wtedy się wyprowadziłam z domu. Czasem działo się to codziennie... Szczerze mówiąc nie wiele pamiętam z tego okresu, a jak coś pamiętam to jak przez mgłę. Myślę,że mój umysł jakoś to ''wykasował''...Może tak sobie z tym radzi... Byłam bardzo samotnym, izolującym się dzieckiem. Dodatkowo rodzice jak mnie bili, czy poniżali psychicznie (wulgaryzmy, uniżanie wartości) to zabronili o tym komukolwiek mówić...Co nauczyło mnie dyskrecji, ukrywania prawdy,nie mówienia o sobie... Np. raz szłam z matką do babci...Wybuchła awantura, ona zaczęła na samym środku ulicy, gdy ludzie szli, bić mnie po twarzy,ciągnąć za ucho...Nie mogłam płakać...Przed babcią musiałam udawać,że nic się nie działo. Zresztą ja rodziny i tak nigdy nie interesowałam.

Przez wydarzenia w domu zamknęłam się w sobie, nie miałam koleżanek, kolegów. Czasem koleżanki mi dokuczały-ja z pozoru udawałam,że mnie to nie rusza, a następnie uderzałam zza pleców. Później dorosłam i dopiero wtedy zaczęłam sama atakować innych...W liceum, na studiach wyśmiewałam się z innych (wiem,że to bardzo brzydko...nie wiem dlaczego taka byłam...syndrom przenoszonego zła? a może po prostu chciałam komuś zaimponować, popisać się...no nie wiem)...Ogólnie bardzo rozrabiałam....Nigdy nie umiałam utworzyć związku z drugim człowiekiem, choć bardzo tego do dzisiaj pragnę... Najdziwniejsze jest to,że ja W PEWIEN sposób zawsze pragnęłam akceptacji i miłości matki, a ona mnie odrzucała...

Teraz do sedna: zauważyłam,że zawsze zakochuję się i związuje z ludźmi, którzy mnie odrzucają, odpychają, albo źle traktują. Zazwyczaj zakochuje się w kimś kto nie jest dla mnie (chłopak z problemem alko, wykładowca, ktoś zajęty, zimny s***rwiel)... Jednak ja twardo staram się zdobyć taką osobę; wychodzę z siebie: gotuję, sprzątam, dbam jak mogę by uzyskać od tej osoby miłość (JAK Z MATKĄ?)... Po pewnym czasie zdobywam taką osobę... Następnie to ja zaczynam ją źle traktować! To ja zaczynam tę osobę odpychać, nieszanowań, atakować... JAKBYM ZAMIENIAŁA SIĘ ROLAMI... RAZ JESTEM NIEKOCHANĄ OFIARĄ, a POTEM OPRAWCĄ... Raz wydaje mi się,że jestem sobą zabiegającą o miłość, raz jakbym wcielała się w postać odrzucającej mnie matki...

 

Tylko,że ja już tak nie chcę... Od paru miesięcy staram się zwalczyć to w sobie... Po prostu każdy mój związek z drugim człowiekiem (nie tylko miłosny, ale też przyjacielski, koleżeński) przebiega wg powyższego schematu...Ja sobie doskonale zdaje sprawę z niego..niemniej nie umiem się z niego wyrwać...Nie wiem co robić... W sumie jest teraz pewien chłopak na którym mi zależy (oczywiście mnie nie chcę, odrzuca... a jakżeby inaczej)... i wiem,że jak tylko się do niego zbliżę to wszystko spierdziele...Ten schemat sprowadza na mnie wielką samotność...

 

Poradźcie, co robić? :why::why::why::why::why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arkana, świadomie czy mniej świadomie powielasz schematy wyniesione z domu, to często się zdarza córki alkoholików zwykle wybierają alkoholików za facetów, mężów mimo że tyle złego od nich doświadczyli. Są na to terapie DDD, DDA które ponoć pomagają. Ja osobiście to takich problemów nie mam i dziwie się że często dziewczyny wybierają takich właśnie facetów agresorów, nadużywających alkoholu i przemocy no ale widocznie tacy są bardziej pociągający, zwłaszcza jak ktoś dorastał w dysfunkcyjnej rodzinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zapewne mylą adrenalinę z uczuciem. To ponoć częste zjawisko. No i pewnie dziewczyny myślą, ''a on się pod moim wpływem zmieni, będzie dobrze, on przestanie pić''...

 

Ja przeniosła swój schemat z podświadomości do świadomości, więc teoretycznie powinien zaniknąć, ale dalej istnieje... :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie mam podobnie. U mnie problem polega na tym, że nazwijmy to ''zdobywam'' kogoś, ale nie po to, żeby czerpać z z takowych relacji w ogólbym tego słowa rozumieniu, tylko żeby udowodnić sobie, że mogę mieć każdego. Tyczy się to także jak u Ciebie nie tylko związków z płcią przeciwną więc nie napisałem ''każdą''.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak edytować, więc tutaj dopiszę:) Chyba chodzi o jakiś nierozwiązany konflikt w człowieku... Dlatego człowiek powiela jakiś schemat wiele, wiele razy... Ciągle wpada w takie same sytuacje/ stwarza taką sytuację... Może dziewczyna, która miała za ojca alkoholika bierze sobie za męża alkoholika właśnie z chęci rozwiązana jakiegoś konfliktu w niej? Np bolało jej,że ojciec pił i chciała mu pomóc...Ale nie udało się,bo zmarł... Spotyka podobnego człowieka, bierze sobie za męża i próbuję go wyprowadzić na prostą...Przerzuca uczucia z ojca alko na męża... Uczucia jej towarzyszące, które zostały nierozwiązane przy ojcu, przerzuca, a następnie próbuje rozstrzygnąć w mężu... Czytałam kiedyś o takiej kobiecie: miała ojca alkoholika, pierwszego męża alkoholika i drugiego...też alkoholika... Na bank miała schemat podobny do mojego....No i może po prostu nie znała innych uczuć, emocji...

Tyle,że nie wiem jak z takiego schematu wyjść?

 

-- 01 kwi 2013, 17:00 --

 

Generalnie mam podobnie. U mnie problem polega na tym, że nazwijmy to ''zdobywam'' kogoś, ale nie po to, żeby czerpać z z takowych relacji w ogólbym tego słowa rozumieniu, tylko żeby udowodnić sobie, że mogę mieć każdego. Tyczy się to także jak u Ciebie nie tylko związków z płcią przeciwną więc nie napisałem ''każdą''.
Ty też robisz to mimowolnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I co najważniejsze: mój problem polega na tym, że mam to w dupie więc/ i nie angażuję się w żadne relacje.

 

-- 01 kwi 2013, 17:05 --

 

Chyba robię to mimowolnie. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, dlaczego moje relacje były tak płytkie. Generalnie nie mam i nie miałem problemu w ich nawiązaniu, gorzej było z utrzymaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I co najważniejsze: mój problem polega na tym, że mam to w dupie więc/ i nie angażuję się w żadne relacje.
Ja ogólnie mam problemy z ''polubieniem kogoś''... Nie jestem życzliwa wobec społeczeństwa, wobec nieznajomych, wobec ludzi. Jak to pięknie napisałeś: mam w dupie, co do mnie czują, co o mnie pomyślą. Ja jestem zdolna czuć coś jedynie w stronę jednostek. Na dzień dzisiejszy interesuje mnie spoza rodziny tylko jedna osoba...To co reszta robi to mnie w ogóle nie interesuje...

Mam w pracy taki problem,że dostałam partnera z którym mam współpracować. Ja w ogóle nie rozumiem zasady odpowiedzialności za kogoś... ale to temat na inną dyskusję...

 

 

A właściwie, jak Ci z czymś dobrze to nie ma problemu:) Ja-wstyd się przyznać-jak dokopie komuś to nie mam żadnych wyrzutów sumienia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arkana, widać, że weszłaś w ten okrutny schemat, który został ukształtowany w dzieciństwie. Teraz będzie trudno to zmienić, choć nie jest to niemożliwe. Chodziłaś w ogóle na terapię? Bo nad takimi rzeczami trzeba by latami pracować... Teraz to wszystko odreagowujesz, ale widać, że jest spory problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arkana, widać, że weszłaś w ten okrutny schemat, który został ukształtowany w dzieciństwie. Teraz będzie trudno to zmienić, choć nie jest to niemożliwe. Chodziłaś w ogóle na terapię? Bo nad takimi rzeczami trzeba by latami pracować... Teraz to wszystko odreagowujesz, ale widać, że jest spory problem.

Chodziłam... Po roku przestałam... Wydaje mi się,że ta terapia nie przynosiła efektów. Chodziłam do psychiatry i psychologa NFZu... Przychodziłam trochę pogadałam i szłam dalej w swoją stronę...Co prawda-wygadałam się, ale Pani psycholog nie rozwiązała moich problemów...

 

Niewidoczny, a jak można to zmienić? Wpadłam w taką pułapkę, bo chciałabym mieć kogoś bliskiego, ale gdy już zdobywam to niszczę tę osobę. W skutek czego cierpię na samotność. Takie błędne koło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Arkana, to była pierwsza terapia? Nie zawsze można trafić na odpowiedniego specjalistę... Nie warto tego już całkowicie odpuszczać.

 

Nie ma żadnej uniwersalnej rady na to. Myślę, że trzeba na bieżąco analizować sytuację...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam ani siły, ani czasu na to... Nie ma jakiegoś łatwego sposobu? :cry:

 

-- 05 kwi 2013, 20:35 --

 

Zerwałam znajomość z takim jednym...Tak mi smutno :( Ale on mnie nie szanował w ogóle. Ta znajomość prowadziła donikąd. Mam nadzieje,że udało mi się przerwać tym ten okrutny schemat... Ale strasznie płaczę... Mam wrażenie jakbym sama sobie w serce strzeliła.

 

 

Ja w ogóle nie wiem co się ze mną porobiło... :why: Ja byłam bardzo inteligentnym, aż nadwrażliwym dzieckiem...dopiero później nauczyłam się udawać, kłamać, manipulować...Nauczyłam się okrucieństwa, agresji...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo ludzie zbyt inteligentni wpadają w takie rzeczy, ktoś kto jest mało inteligentny nie przejmuje się niczym, zadowolony jest nawet z tego jak znajdzie blaszkę na śmietniku

a z tym, że z czasem nauczyłaś się kłamać i krzywdzić to naturalne, bo przez to że bywamy odrzucani przez ludzi staramy się później poczuć tacy jak ci którzy nas krzywdzą i nawet jak spotkamy kogoś kto chce nam pomóc to też go będziemy krzywdzić tylko dlatego, że ta osoba do nas przychodzi bezinteresownie i tylko na niej możemy odreagować

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a z tym, że z czasem nauczyłaś się kłamać i krzywdzić to naturalne, bo przez to że bywamy odrzucani przez ludzi staramy się później poczuć tacy jak ci którzy nas krzywdzą i nawet jak spotkamy kogoś kto chce nam pomóc to też go będziemy krzywdzić tylko dlatego, że ta osoba do nas przychodzi bezinteresownie i tylko na niej możemy odreagować

dla mnie to nie jest naturalne a tym bardziej u ludzi inteligentnych

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wypowiem się, bo problem dotyczy również mnie. W przeciwieństwie do Ciebie, Arkana, u mnie w domu nie było przemocy fizycznej czy jakiegoś poniżania. Owszem, nadopiekuńcza matka i ojciec-furiat, który wiecznie krytykował, ganił, a raz na miesiąc zmieniał się w miękkiego, troskliwego tatusia coś na pewno do tego mają.

 

U mnie schemat jest identyczny. Jak facet jest niedostępny, chłodny czy jest po prostu wrednym ch&jem i traktuje mnie jak ścierwo to wtedy będę umierał z miłości i stawał na głowie, żeby coś z 'tego' wyszło. Potem takiego delikwenta poznam i jak zobaczę najmniejszą oznakę zainteresowania czy jakieś uczucia skierowane w moim kierunku to wtedy ja 'chłodnę' i zaczynam się odsuwać, izolować, wyszukiwać wady, aż wreszcie z hukiem rzucam. I tak w kółko.

 

Ostatnio jednak coś się powoli, minimalnie zmienia. Zaczynam dostrzegać jakieś zmiany w postrzeganiu innych ludzi. Poznam kogoś ciekawego i o ile jakieś okazy uczucia czy oznaki zaangażowania mnie nadal przerażają to robię sobie na przekór i staram się coś z tym zrobić. Ucieczka to mimo wszystko najłatwiejsze wyjście. Nie mówię, że się zmuszam, bo ja naprawdę lubię tego obecnego faceta i chcę, żeby mimo wszystko coś z tego było. Boję się, jestem przerażony, że znów coś spier&olę i będzie tak jak zawsze, ale zrozumiałem, że jeśli zawsze tak będę do tego podchodził to tak faktycznie się stanie.

 

Miałem kiedyś koleżankę, starszą ode mnie o 3 lata. W domu alkohol od dziecka i jej stosunki z chłopakami takie jak 'nasze'. Wyrwać, starać się, zrobić wrażenie, a potem rzucić. Wyszła z tego. Jest ze swoim narzeczonym już od 4 lat. Pytam 'jak?'. Mówi, że trzeba trafić na odpowiedniego faceta. Takiego, który będzie sobie umiał poradzić z trudnym charakterem i mimo nieprzyjemności i tak zostanie. Nie jakąś pizdę, tylko faceta. Chodzi o to by nie popadać w skrajności typu: totalny sku&wiel i słodki pączuś z kwiatkami. Trzeba dać szansę temu z charakterem, takiemu, który jest pewny siebie i nie da sobą pomiatać, a nawet jeśli będę się starał zrobić na przekór to on będzie wiedział jak mnie podejść, żeby wybić mi z głowy swoje nawyki.

 

Piszę może trochę chaotycznie (czekam na nowe łóżko :D ), ale mam nadzieje, że ma to jakiś sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×