Skocz do zawartości
Nerwica.com

naprawdę głupia i nie potrzebna?


zagubiona0

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. jest to mój pierwszy post. Witam wszystkich forumowiczów. Mam nadzieję, że pomożecie mi :( nie radzę sobie z niczym...

opiszę po krótce moją sytuację.

gdy byłam mała molestował mnie starszy brat (nie biologiczny). wmówił, że tak dobrze i że tak trzeba ale rodzice nie mogą wiedzieć. po jakimś czasie jak zaczynałam mieć o tym wszystkim jako takie pojęcie bardzo się wstydziłam mu ulegać...ale nie potrafiłam przestać...nie mogłam wytrzymać i czasami sama go prowokowałam...po każdym razie biłam się z myślami chciałam skończyć ze sobą załowałam nie mogłam sobie podarować. wszystko się skończyło. dłuuuugo nikomu o tym nie mówiłam. mam psychologię i zauważyłam u siebie rzecz coś jak by wyparcie traumy ze świadomości. Czasami myślałam ze to moje wymysły..nie wierzyłam swoim myślom. źle mi z tym było. często w fantazjach byłam tą złą...tą poniżaną..nie mogłam..nie mogę uwolnić się od tych myśli..źle mi z tym. seks ma być dla mnie przyjemnością.

zakochałam się. byłam rok z chłopakiem było nam cudownie pomimo częstych kłótni...ale i on mnie wykorzystał..do seksu wręcz zmusił podstępnie (nie siłą)...żałowałam ale po jakimś czasie uznałam że to nic strasznego w końcu...kiedyś podczas pieszczot z nim powiedziałam "nie". chodziło o to żeby nie doszło do stosunku bo bez zabezpieczenia i w ogóle i się boję. powiedział "oj kotek" i zrobił to..nie zabroniłam..ale nie chciałam..jakiś czas później zobaczyłam smsa do kolegi że nie może się z nim spotkać bo dzisiaj "ruch.a" zabolało mnie to. obwiniłam siebie. uwierzyłam w przeprosiny. czułam się źle..związek się skończył...przezyłam to bardzo. dużo schudłam, tylko płakałam, nabrałam się tabletek całą garść, opuściłam w szkole, przesadzałam z alkoholem - co tydzień pijana...po 8 miesiącach mogłam stwierdzić że stanęłam na nogi. że nie kocham tamtego człowieka. bawiłam się mężczyznami żadnego do siebie nie dopuszczałam żeby się nie zakochać. miałam dużo chłopaków...za dużo...

ostatnie wakacje to dla mnie masakra....leki od nerwów ciągle, non stop wymiotowanie...ledwo uniknęłam bulimii.

poznałam kolejnego chłopaka..spotykaliśmy się..traktowałam go raczej jako przyjaciela mimo że byliśmy razem...powiedziałam mu raz o wszystkim...wstał i wyszedł..nie zrobił nic...nie było szans na utrzymanie tego związku.

zabolało...ale nie tak bardzo...poczułam się wykorzystana...tylko do jednego

mam mature w tym roku. nie radzę sobie z niczym. ciąglę płaczę. nie potrafie się skupić. jak gdzieś wychodzę mogę udać wesołą. ale jak tylko wracam to płaczę! nawet nie wiem czy mam powód..to silniejsze.. czuje się takim zerem. przezywam nauke bo mam malo czasu a zero sil. jestem w trudnej szkole ciagle presja z kazdej strony

kilka dni temu jeszcze spotykalam sie z chlopakiem..duzo starszym ode mnie..nie chodzilo mu na pewno tylko o seks..nie wiem o co? zachowywał sie jak by mu zalezalo..teraz wiem że jestem tylko kolezanka...a ma kilka takich kolezanek. kolezanka z ktora sie caluje chodzi do kina umawia flirtuje dzien w dzien rozmawia? kiedy sie z reszta widuje jak ciagle pracuje i albo non stop rozmawiamy do pozna albo jestem u niego? czulam sie przy nim szczesliwa...pomagal mi...byl przy mnie...rozsmieszal. nie pamietam kiedy ostatnio sie smialam. zabolala ta swiadomosc o nim. nie wiem czy to prawda czy nie. dalam mu do zrozumienia ze mi taki uklad nie pasuje.."sprawa jasna" zakonczyl tym tekstem temat...dalej moj prtzyjaciel niby...zachowuje sie dalej tak samo wobec nie...ale nie moge sie ugiac i mu ulec i dopuscic go do siebie blizej

zawiodlam sie. myslalam ze bedzie lepiej...bo czulam ze mi przy nim lepiej

jak mam sobie z tym poradzic? jak mam nie klasc sie zaplakana i wstawac zaplakana? jak mam w ogole spac? spie malo bo nie moge usnac...mam natloki mysli..wszystko mnie dobija...nie radze sobie...mysle tylko czasem ze bedzie mi lepiej jak sobie cos w koncu zrobie..raz procz tabletek chcialam..zabraklo mi odwagi..kiedys jeszcze umawialam postanowic ze zacze od nowa. i sie staralam...teraz brakuje mi na to sil...nic nie jem ostatnio. nie mam apetytu

prosze pomozcie...napisalam o wszystkim co w moim zyciu mnie boli..bardzo krotko i zwiezle ale jednak. co mam zrobic? jak sobie z tym poradzic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psycholog i leki to najgorsze wyjście.

a to niby czemu?

co jest najlepszym rozwiazniem twoim zdaniem?

 

Wyobraź sobie pierwsze coś takiego jak leki, to chemiczne specyfiki, które niszczą żołądek, wątrobę i nerki. A każdy rozumny człowiek wiąże stan swojego ciała z psychiką, jeżeli coś Cię boli, to źle się czujesz. Gdyby psycholog wiedział co robi, nigdy żadnego leku by nie proponował "pacjentom". Leki są też uzależniające, ludzie (psycholodzy) też, są więc dwie formy uzależnienia (i zysk farmaceutów czy prywatnych psychoterapeutów którym zależy na twojej chorobie i jej pielęgnowaniu a przede wszystkim dawania złudzenia, że ktoś się tobą interesuje i że KTOŚ może twoją psyche naprawić.

 

Bzdura do kwadratu.

 

Naszkicuję Ci teraz absurd psychologów, bo w ogóle ich nie potrzeba nikomu:

 

Dosłownie wszystkie twoje problemy wywodzą się z wypartych treści, które w efekcie i z czasem tworzą nieświadomość (podświadomość) a w niej gromadzą się silne psychiczne elementy, które są tylko jeszcze głębiej autosugestią spychane w otchłań, i w efekcie paradoksu wychodzą w snach jako potwory, czy niemożność itd, nie będę kwestii rozwijał, bo to strasznie złożony temat.

 

Co za tym idzie? Co można zrobić?

 

Jeżeli sam sobie nie pomożesz, nikt tego za Ciebie nie zrobi, psycholog, Chrystus, Budda, Jogin Zdzisio to tylko coś wyższego do czego możesz się zwrócić i nie ponosząc odpowiedzialności, zwalić na nich winę, że znów nie wychodzi. Przykro mi, jeżeli coś komuś nie wychodzi, to tylko jego wina i nikt mu nie pomoże, jeżeli sam się za siebie człowiek nie weźmie. U innych może szukać wskazówek, a czy będą dobre? Jeżeli nie jesteś inteligentny (kreatywny, twórczy) będziesz żyć życiem innych, nie swoim.

 

Problem głównie tkwi w tym, czym jest to moje życie, moja droga, oraz Ja??

 

Odpowiedź jest prosta, to czysta jednostka, która nie naśladuje, a kieruje się swoim umysłem i tworzy własne drogi.

 

Gdy próbujesz kogoś naśladować, poddajesz się czyjejś opiece, leżysz i kwiczysz i cofasz się w rozwoju. Życie jest trudne i pełne niespodzianek, pokonywanie przeszkód to sól życia :-)

 

Na razie wystarczy :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

J!!!S co Twoim zdaniem powinnam zrobić?! nie wypisywać tutaj wziąć się do roboty?! Twoim zdaniem wszystkie choroby na tle psychicznym jak np. depresja to nasz wymysł ?! gdzie szukać pomocy?! sama sobie zgotowałam ten los ulegając bratu?! to chciałeś mi powiedzieć?! a może sobie to wymyśliłam?!

chyba jesteś szczęśliwym człowiekiem skoro nie masz zielonego pojęcia o problemach, które mogą przerosnąć człowieka. młodego człowieka, który jest zupełnie z tym wszystkim sam. i zrobił i tak duży krok - szukanie pomocy na forum to uwierz mi. krok do lepszego dla mnie. taki mały znak, że wcale nie chcę w tym trwać. taki znak, że może jednak mam trochę siły jeszcze skoro zamiast siąść i przepłakać całą noc i dzień jak to bywało wytarłam łzy i napisałam tu. nie zrozumiesz ile mnie to kosztowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twoja sytuacja jest bardzo trudna. Wszelkie przeżycia z dzieciństwa rzutują na cała późniejsze życie. Ciężko pokonać traumatyczne przeżycia z przeszłości - mnie sie to nie udało i wątpie by kiedykolwiek sie tak stalo. Może kiedy poznam kogos komu bede mogla zaufać nie bede tyle myslec o moich problemach. Ale jak znaleźć taka prawdziwą miłość na dobre i na złe. Czasem mysle ze to niemożliwe, ale zaraz patrze na moich rodziców i wiem, że czasem któras para ma szczęście. Czy kiedys spotka mnei to samo czy umrę w samotności?

tego nikt nie wie. Co do Twoich problemów to sytuacja jest powazna. Psychologowie nei zawsze pomagają. (przynajmniej tak wynika z moich doświadczen) Ludzie mówią szukaj innych... ale czasem juz mi się odechciewa. Pytam wtedy: dlaczego własnie ja?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja uwazam ze bardzo dobrze zrobilas zwracajac sie do forumowiczow. Jestem pewien ze samo wyrzucenie tego z siebie sprawilo ze sie lepiej poczulas.to normalne.Okres matur to czas stresu i niepewnosc, rzecz tez calkiem normalna.Kazdy kto podchodzi do matury to przezywa, obojetnie czy jest dobrym uczniem czy nie.Dlatego mysle ze nie powinno sie z tym walczyc,bo chec odreagowania i zmniejszenia stresu moze spowodowac odwrotny efekt.stres o ile nie jest zbyt wysoki i nie sprawia w nas leku moze byc dobrym bodzcem do ciezszej pracy.Sytuacja ma sie podobnie do strachu.Im bardziej z nim walczymy,tym wieksze szanse ze calkowicie nas sparalizuje wykluczajac nas tym samym z gry.w chwili zagrozenia boimy sie,nasze mysli czesto nie wspolpracuja z cialem,instynkt kaze ci uciekac przed zagrozeniem, tymczasem zauwazasz ze twoje nogi niczym nie roznia sie od waty.Natomiast jesli nie bedziemy z nim walczyc, tylko odpowiednio go kontrolowac poprzez czesciowe poddanie sie mu,moze stac sie on naszym przymierzencem. Cali przestawiamy sie na inny tryb,nasz organizm zaczyna byc zdolny do rzeczy ktorych w normalnym stanie bysmy nie zrobili, to juz jest ten moment gdy strach tlumiony jest przez adrenaline.Podam przyklad bardzo prosty z dziedziny w ktorej siedzie juz troche:Bylo wielu wspanialych bokserow i piesciarzy. Ale strach ktory towarzyszyl im przed walka ogarnial ich na tyle,ze w rzeczywistosci wychodzac do walki nie byli w stanie przeprowadzic zadnej akcji.Nie wygrywal przygotowany fizycznie.Wygrywal ten, ktory potrafil kontrolowac emocje./ troche odbieglem od tematu postu piszac to, ale mysle ze w opisanych przez Ciebie sytuacjach strach gdzies tam sie pojawia.(?) moze akurat nie o ten typ strachu chodzi, jednak uwazam ze chociaz w jakims stopniu kiedys wykorzystasz to co chcialem Ci przekazac./Jesli chodzi o zwiazki, to mysle ze przez ten okres przedmaturalny dobrze by bylo zdystansowac sie, skupic sie na pracy, dobrze zaliczona matura to furtka do lepszego jutra. Powiedz mi, czy jakbys teraz zaangazowala sie w zwiazek, to czy duze szanse sa na to, ze przetrwa on dlugo? Oczywiscie wiemy,ze bycie z druga osoba powinno byc oparte na wspieraniu sie miedzy soba i w ogole,ale powiedzmy ze zamiast skupic sie na maturze, bardziej twoja uwaga zwrocona bylaby na chlopaka, co wiazaloby sie z mniejsza praca(przypuszczam jedynie taka mozliwosc), a okolicznosci sprawilyby ze przed sama matura cos w waszej znajomosci poszlo nie tak jak mialo, to podejrzewam ze wyniki tej matury bylyby nie takie jakich bys oczekiwala wlasnie dlatego ze twoja uwage zajely inne rzeczy, nie chce tu mowic ze drugoplanowe,nie wiem czym dla ciebie jest zwiazek z druga osoba, ale wydaje mi sie ze to wlasnie matura jest teraz dla ciebie numerem jeden na liscie.przynamniej tak powinno byc. Nie wiem czy chociaz w jakim kolwiek stopniu moja wypowiedz poprawila twoja sytuacje, byc moze uznasz ze nie trafilem w to, co Cie tak naprawde trapi. ale od tego jest forum, licza sie wszystkie wypowiedzi, to Ty powinnas znalezc ta, ktora ci pomoze. Pozdrawiam

 

[*EDIT*]

 

A ja uwazam ze bardzo dobrze zrobilas zwracajac sie do forumowiczow. Jestem pewien ze samo wyrzucenie tego z siebie sprawilo ze sie lepiej poczulas.to normalne.Okres matur to czas stresu i niepewnosc, rzecz tez calkiem normalna.Kazdy kto podchodzi do matury to przezywa, obojetnie czy jest dobrym uczniem czy nie.Dlatego mysle ze nie powinno sie z tym walczyc,bo chec odreagowania i zmniejszenia stresu moze spowodowac odwrotny efekt.stres o ile nie jest zbyt wysoki i nie sprawia w nas leku moze byc dobrym bodzcem do ciezszej pracy.Sytuacja ma sie podobnie do strachu.Im bardziej z nim walczymy,tym wieksze szanse ze calkowicie nas sparalizuje wykluczajac nas tym samym z gry.w chwili zagrozenia boimy sie,nasze mysli czesto nie wspolpracuja z cialem,instynkt kaze ci uciekac przed zagrozeniem, tymczasem zauwazasz ze twoje nogi niczym nie roznia sie od waty.Natomiast jesli nie bedziemy z nim walczyc, tylko odpowiednio go kontrolowac poprzez czesciowe poddanie sie mu,moze stac sie on naszym przymierzencem. Cali przestawiamy sie na inny tryb,nasz organizm zaczyna byc zdolny do rzeczy ktorych w normalnym stanie bysmy nie zrobili, to juz jest ten moment gdy strach tlumiony jest przez adrenaline.Podam przyklad bardzo prosty z dziedziny w ktorej siedzie juz troche:Bylo wielu wspanialych bokserow i piesciarzy. Ale strach ktory towarzyszyl im przed walka ogarnial ich na tyle,ze w rzeczywistosci wychodzac do walki nie byli w stanie przeprowadzic zadnej akcji.Nie wygrywal przygotowany fizycznie.Wygrywal ten, ktory potrafil kontrolowac emocje./ troche odbieglem od tematu postu piszac to, ale mysle ze w opisanych przez Ciebie sytuacjach strach gdzies tam sie pojawia.(?) moze akurat nie o ten typ strachu chodzi, jednak uwazam ze chociaz w jakims stopniu kiedys wykorzystasz to co chcialem Ci przekazac./Jesli chodzi o zwiazki, to mysle ze przez ten okres przedmaturalny dobrze by bylo zdystansowac sie, skupic sie na pracy, dobrze zaliczona matura to furtka do lepszego jutra. Powiedz mi, czy jakbys teraz zaangazowala sie w zwiazek, to czy duze szanse sa na to, ze przetrwa on dlugo? Oczywiscie wiemy,ze bycie z druga osoba powinno byc oparte na wspieraniu sie miedzy soba i w ogole,ale powiedzmy ze zamiast skupic sie na maturze, bardziej twoja uwaga zwrocona bylaby na chlopaka, co wiazaloby sie z mniejsza praca(przypuszczam jedynie taka mozliwosc), a okolicznosci sprawilyby ze przed sama matura cos w waszej znajomosci poszlo nie tak jak mialo, to podejrzewam ze wyniki tej matury bylyby nie takie jakich bys oczekiwala wlasnie dlatego ze twoja uwage zajely inne rzeczy, nie chce tu mowic ze drugoplanowe,nie wiem czym dla ciebie jest zwiazek z druga osoba, ale wydaje mi sie ze to wlasnie matura jest teraz dla ciebie numerem jeden na liscie.przynamniej tak powinno byc. Nie wiem czy chociaz w jakim kolwiek stopniu moja wypowiedz poprawila twoja sytuacje, byc moze uznasz ze nie trafilem w to, co Cie tak naprawde trapi. ale od tego jest forum, licza sie wszystkie wypowiedzi, to Ty powinnas znalezc ta, ktora ci pomoze. Pozdrawiam

 

[*EDIT*]

 

[ Pytam wtedy: dlaczego własnie ja?

 

 

hmm...uwazam, ze wlasnie takie pytania staja sie przyczyna powstawania mysli pesymistycznych. nie chce tutaj oczywsice nikogo urazic,takie jest moje zdanie,.Prawda jest taka ze nie mialas wplywu na to co sie stalo,a nawet jesli bys miala, to i tak nie jestesmy wstanie odwrocic czegos co sie stalo.Poprostu pewnych zdarzen nie jestesmy w stanie zatrzymac,pozostaje nam jedynie albo o nich zapomniec(tego nigdy nie robilem,uwazam ze tego co nas boli nie jestesmy w zaden sposob wymazac z pamieci,kazdy kto cos przezyl zgodzi sie ze mna), albo pogodzic sie z nia.Tak jak pogodzic sie z tym ze swiat jest niesprawiedliwy.Bo jesli wierzyc ze Bog nas kocha, to ja mam jedno pytanie:Czemu pozwala,zeby dziala mi sie krzywda? Gdzie tu jest sens,logika? Kazdy z nas przezyl cos zlego,jesli nie, to przezyje,w mniejszym lub wiekszym stopniu.Nie bede Ci mowil ze ci wspolczuje, bo to nic nie zmieni, nie bede Ci mowil, ze wszystko bedzie dobrze, bo wiem ze tego nie kupisz, ale powiem ci jedno. Ja tez poznalem zycie z najgorzej strony,ale od kiedy przestalem walczyc z tym co bylo kiedys i nauczylem sie z tym zyc, bylo mi latwiej.wszystko zalezy od charakteru,nie mowie ci zebys tak zrobila,musisz sama poznac co ci przyniesie wewnetrzny spokoj, jestem prostym chlopem i zycie postrzegam prostymi kategoriami,nie zyje zludzeniami, nie jestem tez typem ktoremu da sie wmowic ze zycie jest slodkie.bo takie nie jest.Jesli nam sie wydaje ze jest, to jestesmy w bledzie, bo szczescie nie trwa wiecznie.pamietajmy ze na jednego wygranego przypada jeden przegrany.a to nie kosciol zeby w to wierzyc, tak poprostu juz jest.zwykla statystyka.rze-czy-wi-st-osc, ktora boli. Jesli nie stawimy czola naszym slaboscia,nic nie osiagniemy.Oczywiscie nie kazdy z tym wygrywa.Ale jest jedna wazna rzecz.Mozna przegrac walke,ale jesli wlozymy w nia wszystko co moglismy i zrobilismy absolutnie wszystko co mozna bylo zrobic, mozemy czuc sie zwyciezcami.i to jest piekne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ładnie i mądrze napisane.

Matura jest dla mnie najważniejsza - to fakt. W tym momencie jestem sama i nie zamierzam nikogo na siłę szukać bądź "rozglądać" się, że może akurat ktoś się znajdzie albo coś w tym stylu. Strach i stres są obecne w moim życiu codziennie- wykańczająca szkoła, naprawdę za duży poziom i ta matura. Nie radzę sobie z nauką. Błędne koło bo często - nie siadam do nauki bo ogrom jaki muszę przyswoić mnie przeraża, nie potrafię tego ogarnąć, obiecuję sobie, że jutro zrobię to wszystko, że się za coś wezmę i sytuacja się powtarza. A później sama do siebie mam pretensje że nie podołałam. Za wysoko również stawiam sobie poprzeczkę przez co całe życie w jakiejkolwiek karierze (np. muzycznej, szkoła itp) to szereg porażek. Myśl tylko, że niektórzy pozazdrościli by jakiegoś talentu mnie jako tako podnosi na duchu. Umiem się zmotywować i opanować stres przed jakąś czynnością (typu właśnie walka bokserska). Zawsze udawało mi się stres odłożyć na później i się maksymalnie skupić żeby wszystko wyszło (przed publicznością chociażby) i dopiero później nogi miałam jak z waty jak wszystko ze mnie zaczęło 'spływać' i było już po wszystkim. Często zadaję sobie pytanie: Dlaczego nic nie osiągnęłam mając możliwości? Tyle szans zmarnowałam. Teraz studia. Całe życie marzyłam tylko o jednych ale dostanie się to długa ciężka droga bo odpowiednio to ujmując - niby się uczę i się staram ale co z tego jak w ostateczności zawaliłam? zawaliłam najważniejsze. może już nie warto się męczyć? jak nie podołam wymaganiom swoim i najbliższego otoczenia wiem, że będzie tylko gorzej, że upadnę na samo dno i nie będę się potrafiła podnieść. Może ja po prostu do tego świata nie pasuję? Czego mam szukać w tym życiu? Nie umiem zdecydować pomiędzy najprostszymi rzeczami a jak mam podjąć decyzję co do matury studiów i chcąc nie chcąc życia a bynajmniej części zawodowej?

to wszystko jest takie głupie i nie pasujące do siebie. przecież ja potrafiłam odsunąć przeszłość i się cieszyć że jutro kolejny dzień. przecież były dni a nawet tygodnie kiedy uśmiech nie znikał. dlaczego teraz tak nie potrafię? mam sobie wszystko tłumaczyć stresem przedmaturalnym? dlaczego to, przeszłość wraca jak zostanę skrzywdzona przez mężczyznę? a może to szukanie litości żeby nikt nie krzywdził bo przydarzyło mi się coś strasznego kiedyś? a może moje istnienie szczęśliwe na tej ziemi uzależnione jest od drugiej połówki? jak się wziąć w garść? a jak tego nie zrobię nie dostanę się na prawo. nie nadrobię zaległości. konsekwencji nie będę wtedy potrafiła znieść. nie zechce tego znosić i wybiorę tą drugą drogę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stwierdzenie ze nie pasuje do tego swiata rodzi pytanie:to w takim razie gdzie pasuje? Nic nie dzieje sie z przypadku, to ze Jestem, musi byc z czyms scisle zwiazane,inaczej nic nie mialoby sensu.Nigdy nie potrafilem zrozumiec ludzi ktozy mowili ze zycie jest bez sensu,ze lepiej jakby ich nie bylo.Jest to oznaka ich slabosci z ktora nie potrafia sobie poradzic i to jest bardzo smutne bo takich ludzi jest z dnia na dzien coraz wiecej.W moim rozumieniu tego wszystkiego(wchodze tu juz w tematy bardziej abstrakcyjne), kazdy z nas ma jasno okreslona role w zyciu, takie jakby zadanie ktore musi wykonac.Ja na przyklad wiem, czuje to, ze nie zyje dla siebie,tylko cos lub ktos zeslalo mi tu zebym niosl pomoc innym.Wiem,ze musze czegos dokonac,ze zanim "stad wyjde" to bede musial zrobic cos dla kogos. Czytajac to pewnie wiekszosc z was poknie sie w glowe i powie o czym ten klient mowi. Ale tego co uwazam nie wymysliem sobie z dnia na dzien. Kiedys mialem wypadek, do dzis sie zastanawiam jak to jest mozliwe, ze nie przeszedlem tam, gdzie mowimy na to druga strona.Cud? moze.Przypadek? na pewno nie. Bo jak inaczej wyjasnic to,ze z auta w ktorym 2 osoby gina na miejscu, trzecia do konca zycia zostanie kaleka i nie odzyska swiadomosci, a jako czwarty pasazer po tygodniu sie budze, a jedynie co wypadek u mnie wyrzadil,to polamane nogi. Wracalem z dyskoteki, wzieli mnie na stopa,nie znalem ich.3 km dalej nasza podroz skonczyla sie na drzewie. Zrozumialem, ze wrocilem tu po to,zeby czegos dokonac albo jeszcze cos zmienic. Szanujcie zycie, nie starajcie dostrzegac sie w nim tego co najgorsze, starajcie sie dostrzegac to co jest najlepsze. nie zyjmy dla siebie.zyjmy dla innych, wtedy bedziemy sie czuli potrzebni. Bo jak mozna kreowac stwierdzenie,ze nie jestem nikomu potrzebny? no jak to jest mozliwie? mowimy wtedy o wczoraj i byc moze o dzisiaj, ale skad niby wiemy ze akurat jutro kogos nie uchronimy przed czyms zlym? Na taki bilans czy bylem komus potrzebny przyjdzie czas w chwili gdy bedziemy opuszczali to dziwne miejsce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przepraszam ze to powiem. naprawde przepraszam. ale co jesli ty w tym wypadku...w tym samochodzie przeciez znalezles sie przypadkiem. i co jesli ten najwyzszy zgotowal taki los tym trzem? a ty po prostu byles w nieodpowiednim czasie i miejscu? moze ciebie to jeszcze nie mialo spotkac? wybacz. takie pytania mi sie nasunely. oczywiscie ciesze sie ze masz takie podejscie do zycia i ludzi- jest bardzo zadkie i naprawde to cenie

moze zapytam wprost - co mi proponujesz (proponujecie?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przepraszam ze to powiem. naprawde przepraszam. ale co jesli ty w tym wypadku...w tym samochodzie przeciez znalezles sie przypadkiem. i co jesli ten najwyzszy zgotowal taki los tym trzem? a ty po prostu byles w nieodpowiednim czasie i miejscu? moze ciebie to jeszcze nie mialo spotkac? wybacz. takie pytania mi sie nasunely. oczywiscie ciesze sie ze masz takie podejscie do zycia i ludzi- jest bardzo zadkie i naprawde to cenie

moze zapytam wprost - co mi proponujesz (proponujecie?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carlito

 

Odnoszę wrażenie, że po prostu boisz się śmierci, tylko ludzie nawiedzeni myślą że mają jakąś misję, a takich nawiedzonych świat jak najszybciej by sie pozbył, dla ich dobra :)

 

A tak na poważnie, poruszyłeś temat Boga, i pytasz dlaczego pozwala on na to by działa się krzywda Tobie.

A odpowiedz Sobie, czy naprawdę wierzysz w swojego Boga? Czy sądzisz że on musi cię chronić.

Ludzie dosłownie zwracają się do Boga, poświęcają się mu, żyją z Bogiem w sercu, mają dużą wiarę niezachwianą, i mają ochronę, oraz zrozumienie, a Ty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×