Skocz do zawartości
Nerwica.com

EJ, dlaczego wciąż jestem smutny?


present

Rekomendowane odpowiedzi

Dzisiaj uświadomiłem sobie, że przez cały okres mojego życia (a stary jestem, mam 19 lat) nie było momentu, w którym byłbym wesoły, radosny. Oczywiście mówię o świadomym okresie życia, nie zamierzam się rozwodzić nad czasem, gdy byłem pięcioletnim brzdącem i mało co myślałem. Od kiedy zacząłem myśleć jestem smutny. Chyba już po przeczytaniu "Kubusia Puchatka" wiedziałem, że będę całe życie smutny. To smutne, że jestem smutny i bardzo mnie to smuci. Ostatnio nawet starałem się zmienić mój stan i stać się wesołym, w tym celu zakupiłem piwo, które gówno pomogło, bo stałem się przez nie jeszcze bardziej smutny. Są chwile, gdy czuję się lepiej. Rozmowa na gg, sen, jedzenie kolacji. Wtedy jestem mniej smutny, ale i tak jednak smutek siedzi w mojej głowie. I myślę tak sobie: "uwielbiam cię smutku, bądź mi przyjacielem, zyj ze mną, śpij ze mną, kochaj się ze mną." Może wkraczam trochę w perwersję, ale chyba się uzależniłem od bycia smutnym (celowo nie używam eufemizmów jak coś). Rodzina nie dostrzega tego, że jestem smutny, ale myślę, że nie ma sensu się nad nimi rozwodzić. Nie przedstawiają oni jakiejkolwiek wartości i najprawdopodobniej nie posiadają żadnych uczuć. Mniejsza z nimi. Ważny jestem ja. Freud by powiedział, że to narcyzm, ale ja tak nie uważam. Na tym forum każdy pisze o sobie, czemu ja nie mogę? A więc, jestem smutny. Ojej, powtarzam się. Problem mojego życia polega na tym, że nikt się do mnie odzywa i ja także nie mówię do nikogo. Powstaje przez to sytuacja taka, że z nikim nie rozmawiam. Jestem zatem całkiem sam, zagubiony w tym wesołym świecie. Dlatego jestem smutny? Nie, to by było za proste, Otóż, chodzi o to, że ja wcale nie potrzebuję rozmawiać z tymi ludźmi. Nie chcę, nie lubię, nie mam o czym. I wszystko byłoby fajnie gdyby oni też nikim nie rozmawiali. Wkurzają mnie ich głosy, dlatego noszę słuchawki, słucham Coila i Swansów, cieszę się nieżyciem w społeczeństwie. Tfu, cieszę się, co ja mówię, smucę się.

 

Myślę, że gdy miałem 13 lat dostrzegłem bezsens egzystencji. I teraz próbuję nadać jej jakikolwiek sens. Ale czy to się da?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ze tyle czasu odczuwasz smutek swiadczy o jakims stanie depresyjnym, niekoniecznie musi to byc pelna depresja i nie jest gdyz nie masz typowych objawow, ale jakis stan depresyjny chyba tak. I sie nie lubuj w smutku, radosc jest o wiele bardziej fascynujaca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tu depresji nie widze, po prostu stary masz taki styl bycia, masz DOPIERO 19 lat i nie truj mi o starości bo nic o niej jeszcze nie wiesz.... Życie układa scenariusze, a charakter szlifujesz całe życie, zależy to tylko od tego jak Cie los pokieruje.... Jeśli nie chcesz zmieniać tego co jest to znaczy że jest Ci z tym dobrze, jeśli chcesz to zmienić to słucham ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, ja prawie z krzesła nie spadłam jak czytałam Twoją historię:D ale też mam podobne problemy.Moim zdaniem u mnie jest to związane z brakiem osób z którymi mogę porozmawiać, wygadać się, brakiem chłopaka a mam już 23 lata! To ja się zwykle rozstaje bo nie potrafię się dogadać, a czasem w ciszy też chciałabym posiedzieć, przecież nie zawsze musimy rozmawiać. Potrzebuje osoby z którą nie będę się czuła samotnie a tak właśnie się czuje przez większość czasu -sama nie kochana;/ Jeśli macie podobnie piszcie ewelin444@interia.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Ci present powiem tak... moje zycie bylo tez zawsze dla mnie smutne i wszystko bylo smutne co ja robilam itp, itd dobijalo mnie to... opowiedzialam to psychiatrze i stwierdzila, ze to dystymia, bo nie potrafie sie cieszyc... a "ciesze sie" smutkiem... no i lecze sie teraz i każą mi iść na terapie..... :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I teraz próbuję nadać jej jakikolwiek sens. Ale czy to się da?

... a może nie o to chodzi by złapać króliczka... a tak na poważnie - jasne, że się da - trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać. Ale, choć świadomość po co się żyje i do czego to prowadzi bardzo pomaga żyć - chyba - to czasem ciągle jest bardzo źle. I można siebie znienawidzić, gdy sobie człowiek uświadomi, że ma tak wiele, a pomimo tego nie potrafi być szczęśliwy...

... pozdrawiam wszystkich smutnych i tych co chcą z nimi to przeżywać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja widze w tobie present duzo all or nothing thinking: cale zycie bylem i bede smutny

rodzina bez zadnej wartosci i bez zadnych uczuc z nikim nie rozmawiam...

zastanow sie czy rzeczywiscie tak jest ze nie ma w twoim zyciu radosnych chwil czy rodzina nie okazuje czasem uczuc a tobie zdarza sie czasami z kims porozmawiac ?

wydaje mi sie ze rzadko co w zyciu jest czarne albo biale

przy stanach depresyjnych czy innych zaburzeniach czesto wystepuje takie czarno-biale widzenie

poza tym wg mnie to kwestia zamkniecia sie w sobie

np jesli nie rozmawiasz z ludzmi wydaje ci sie ze nie lubisz i nie masz z nimi o czym rozmawiac (a tak naprawde mozna rozmawiac i o niczym a co wiecej czerpac z tego przyjemnosc :mrgreen: )

jesli nawet nie sprobujesz znalezc wokol siebie jakichs pozytywow i docenic ich to nie wiem czy cos sie zmieni

istnieje rowniez kwestia tego czy w ogole chcesz zmiany czy lubujesz sie w tym smutku

wiec ja zamiast pytac dlaczego jestes smutny zapytalabym czy chcesz byc taki nadal? i ewentualnie co mozesz zrobic by nie byc?

 

a sens zycia to dla mnie przereklamowana sprawa - zyje sie dla samego zycia ot co ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a sens zycia to dla mnie przereklamowana sprawa - zyje sie dla samego zycia ot co ;)

Samo istnienie, nie jest życiem w pełnym znaczeniu tego słowa. Psycholog Sidney Jourard powiedział kiedyś „Człowiek żyje wtedy gdy czuje, że jego życie ma sens, jakąś wartość, gdy ma po co żyć”. A Elie Wiesel, który podczas drugiej wojny światowej przeżył koszmar hitlerowskich obozów zagłady, zauważył: „‚Po co tu jesteśmy?’ — oto najważniejsze pytanie, przed jakim staje człowiek. Widziałem bezsensowną śmierć, a mimo to wierzę, że życie ma jakiś cel”. Jeżeli życie ma mieć sens, musi także mieć określony cel. I cała zabawa polega na tym, by samemu go odszukać a potem się go uchwycić i wracać do niego gdy tak trudno jest żyć... tak myślę, ale mogę się mylić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na pewno mozna i tak

ale np wg mnie takie okreslanie konkretnego sensu/celu zycia latwo moze okaza sie pulapka bo tak naprawde wszystko w zyciu ma swoj kres przemija

co moze byc takim celem? praca? pomaganie innym? druga osoba? a co jesli w pewnym momencie to sie skonczy - przestane zyc?

nie przestane bo nie zyje dla innych osob czy konkretnych aktywnosci

zyje dla samego zycia a reszta jest jakby srodkiem do celu ktorym jest ciagly jego rozwoj czyli wlasnie to egzystowanie

jedyne co towarzyszy nam nieustannie to my sami i nasze istnienie chwila obecna

szukajac jakiegos namacalnego sensu zycia latwo ja zatracic

liczy sie czysta radosc bycia - ludzie rzeczy mysli uczucia czynnosci przychodza i odchodza a zycie toczy sie dalej

jedynym 'sensownym' dla mnie sensem zycia bylaby jego swiadomosc slynne buddyjskie 'przebudzenie' ale to tez raczej bardziej pelniejsze zycie niz cel sam w sobie...

no ale to tez tylko moje przekonanie :mrgreen:

zeby nie byc tak calkiem goloslowna moje dwa ulubione tematy w tej kwestii:

"Istnieję, bo jestem i to wystarcza.

Choćby nikt na świecie nie wiedział o tym,

jestem zadowolony.

I choćby wszyscy wiedzieli,

jestem zadowolony.

Jeden świat o tym wie,

dla mnie bez porówniania największy, a jestem nim ja.

I czy dziś otrzymam to, co mi się należy,

czy za dziesięć tysięcy

albo za dziesięć milionów lat,

mogę z radością przyjąć to teraz,

albo równie radośnie,

mogę poczekać."

/Walt Whitman: Leaves of grass/

 

"Czas jest tylko strumieniem, w którym lowię. Piję z niego; ale gdy piję, widzę piaszczyste dno i dostrzegam, jaki jest plytki. Jego słaby strumień przemija, ale wieczność pozostaje. Piłlbym glębiej; ryba na niebie, której dno usiane jest kamykami gwiazd" /Henry David Thoreau: Walden/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tu depresji nie widze, po prostu stary masz taki styl bycia, masz DOPIERO 19 lat i nie truj mi o starości bo nic o niej jeszcze nie wiesz....

 

Wpadasz w paradoks. Mówisz do mnie "stary", a potem uświadamiasz mi, że jestem jeszcze młody. Bardzo mi przykro, że nie dostrzegłeś dotyczącej "starości" we wcześniejszym poście.

 

present nie odbierz tego zle ale twoj post wydal mi sie calkiem zabawny

 

Nie no, wychodzę z założenia, że nie należy brać życia całkowicie na serio, a więc staram się ubrać moje niezadowolenie z niego w jakieś pozytywne formy. Widać niekiedy się udaje.

 

Hej, ja prawie z krzesła nie spadłam jak czytałam Twoją historię:D ale też mam podobne problemy.Moim zdaniem u mnie jest to związane z brakiem osób z którymi mogę porozmawiać, wygadać się, brakiem chłopaka a mam już 23 lata! To ja się zwykle rozstaje bo nie potrafię się dogadać, a czasem w ciszy też chciałabym posiedzieć, przecież nie zawsze musimy rozmawiać. Potrzebuje osoby z którą nie będę się czuła samotnie a tak właśnie się czuje przez większość czasu -sama nie kochana;/ Jeśli macie podobnie piszcie

 

Następnym razem uważaj, bo sobie coś zrobisz ;d Brak osób do rozmowy to oczywiście główny powód. Ja mam dość dziwne wymagania, chciałbym rozmawiać o swoich zainteresowaniach, albo przeżyciach metafizycznych, jednakże ludzie preferują chitchat, które dla mnie osobiście stanowi stratę czasu. Chcę robić w życiu, coś co ma sens, co nie nadaje się do szufladki: 'nieproduktywne'. Niekochanie natomiast nie jest dla mnie, aż tak ważne. Prawdopodobnie zadowoliłbym się miłością platoniczną, bo wtedy posiadałbym jakiś cel, do którego mógłbym dążyć (w zamyśle podbój jednostki, którą kocham). Ot, romantyczna duszę posiadam, nawet Wertera lubię. Ale może lepiej nie przyznawać się do tego. Milczenia też nie lubię, zawsze staram się je przerywać.

 

A ja Ci present powiem tak... moje zycie bylo tez zawsze dla mnie smutne i wszystko bylo smutne co ja robilam itp, itd dobijalo mnie to... opowiedzialam to psychiatrze i stwierdzila, ze to dystymia, bo nie potrafie sie cieszyc... a "ciesze sie" smutkiem... no i lecze sie teraz i każą mi iść na terapie.....

 

Nie wiem nawet co to dystymia i raczej się nie dowiem. Psycholog, psychoterapeuta to też nie dla mnie, bo mój stan depresyjny bierze się raczej z charakteru, a nie z okoliczności w których się znalazłem. Nie wiem, czy psycholog potrafi zmieniać coś, z czym człowiek się rodzi (imo). Z drugiej strony, gdyby ktoś próbował zakorzenić we mnie cieszenie się z tak prozaicznych rzeczy, jak padający śnieg, to chyba nie omieszkałbym obrzucić tej osoby inwektywami. Tak, jestem cham, co zrobić.

 

zastanow sie czy rzeczywiscie tak jest ze nie ma w twoim zyciu radosnych chwil czy rodzina nie okazuje czasem uczuc a tobie zdarza sie czasami z kims porozmawiac ?

 

Rodzina nie posiada uczuć. Jestem tego prawie pewien. Prawie, bo nie znam jeszcze wszystkich członków, lol. Natomiast co do rozmowy z wartościowym człowiekiem, to oczywiście zdarza się, ale głównie przez komunikator interentowy (chociaż z tym też bywają problemy, bo znajomi internetowi mają tendencję do obrażania się nie-wiem-o-co). Natomiast w tzw. realu niełatwo jest znaleźć osobę, która chciałaby rozmawiać na tematy, które preferuję. W grupie osób jest to praktycznie niemożliwe, dlatego nie odzywam się w towarzystwie. Jedyną formą kontaktu międzyludzkiego, którą stosuję jest rozmowa jeden-na-jeden, bo wtedy mogę mówić, co mi się żywnie podoba, a to ile potrwa taka rozmowa zależy wtedy od mojego rozmówcy.

 

poza tym wg mnie to kwestia zamkniecia sie w sobie

 

Raczej wrodzony snobizm.

 

np jesli nie rozmawiasz z ludzmi wydaje ci sie ze nie lubisz i nie masz z nimi o czym rozmawiac (a tak naprawde mozna rozmawiac i o niczym a co wiecej czerpac z tego przyjemnosc )

 

Jak wcześniej mówiłem - ja nie potrafię.

 

wiec ja zamiast pytac dlaczego jestes smutny zapytalabym czy chcesz byc taki nadal? i ewentualnie co mozesz zrobic by nie byc?

 

Nie chcę, to się robi nudne. O ile jeszcze parę miesięcy temu dawałem sobie łatwo radę ze smutkiem, to obecnie prawie codziennie chce mi się płakać. Przez monotonię, znużenie, pustkę, które wywołują przygnębienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dosłownie jakbym czytała o sobie. Nie pamietam kiedy byłam wesoła. Nie lubie ludzi, nie lubie z nimi rozmawiac. Czemu ? Chyba dlatego ze za duzo zła mnie od nich spotkało ? Tak mi sie wydaje.

Ja osobiscie nie wiem jak mam sie pozbyc smutku. Chyba pozbede sie go wyjezdzajac gdzies daleko . Ale nawet jak bede daleko , gdzie indziej to ten smutek i tak chyba nie minie. Nie wiem sama jak sie go pozbyc, mam ten sam problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chwalisz się, czy żalisz? Przecież wcale nie chcesz się zmieniać, stanowi to twoją chlubę i przesądza o wyjątkowości. Czujesz się inny i przez to lepszy. Nie o to chodzi? Może ludzie to faktycznie banda idiotów. Ale ty nie jesteś nadczłowiekiem. Wniosek jest jasny. Jeśli to nie jest maska to można ci tylko współczuć. A jeśli jest... to ją w końcu zdejmij. Raczej nie jesteś bohaterem naszych czasów.

 

A czego oczekujesz od tego forum?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chwalisz się, czy żalisz? Przecież wcale nie chcesz się zmieniać, stanowi to twoją chlubę i przesądza o wyjątkowości. Czujesz się inny i przez to lepszy. Nie o to chodzi? Może ludzie to faktycznie banda idiotów. Ale ty nie jesteś nadczłowiekiem. Wniosek jest jasny. Jeśli to nie jest maska to można ci tylko współczuć. A jeśli jest... to ją w końcu zdejmij. Raczej nie jesteś bohaterem naszych czasów.

 

A czego oczekujesz od tego forum?

 

Srlsy? Nie. Nie chcę SIEBIE zmieniać, chcę zmienić SWOJE życie. Wcale nie miałem zamiaru idealizować własnej sytuacji, tydzież osoby :/

 

Forum, forum. Jest po to, ażeby się wyżalić, nieprawdaż? Ja naprawdę jestem smutny, mam stany depresyjne i wcale nie jest to powód do chwały, nie odczuwam czegoś takiego ;/ Chciałbym się tego pozbyć, ale nie wiem jak.

 

Większość ludzi, to naprawdę banda idiotów - tego będę się trzymał do śmierci. Ja nie jestem nadczłowiekiem, ale potrafię siebie ocenić. No sorry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tacy ludzie są cenni... Nie strać ich tylko.

 

Oni nie sprawiają, że jesteś radosny? Wiesz co, ja też ciągle byłam smutna. Ciągle coś mi nie pasowało, ludzie byli (są nadal) idiotami, a dobry humor trwał może kilka minut. Poznałam kogoś ważnego, nie doceniłam tego i nadal byłam smutna. Ciągle obniżony nastrój, dno totalne. Mimo niezwykłego szczęścia, które mnie spotkało. Myślałam, że to część mnie, mojego charakteru. Zero porozumienia z otoczeniem, a jeśli już to maska-mode-on. Wrosłam w to zupełnie. I ten ważny ktoś w końcu tego nie wytrzymał. Nikt nie jest w stanie tego wytrzymać, nawet jeśli się zarzeka, że będzie inaczej. Bo smutek jest niszczący. Jeśli chcesz zatrzymać przy sobie wartościowych ludzi musisz nad tym popracować. Takie są fakty, tacy są ludzie. Ja to zrozumiałam dopiero teraz. I ze zmianami jest mi o wiele łatwiej i lżej. Chociaż jeszcze długa droga przede mną, dużo udowadniania... Żeby odzyskać to wszystko. Łaaa... chyba za dużo prywaty 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tacy ludzie są cenni... Nie strać ich tylko.

 

Oni nie sprawiają, że jesteś radosny? Wiesz co, ja też ciągle byłam smutna. Ciągle coś mi nie pasowało, ludzie byli (są nadal) idiotami, a dobry humor trwał może kilka minut. Poznałam kogoś ważnego, nie doceniłam tego i nadal byłam smutna. Ciągle obniżony nastrój, dno totalne. Mimo niezwykłego szczęścia, które mnie spotkało. Myślałam, że to część mnie, mojego charakteru. Zero porozumienia z otoczeniem, a jeśli już to maska-mode-on. Wrosłam w to zupełnie. I ten ważny ktoś w końcu tego nie wytrzymał. Nikt nie jest w stanie tego wytrzymać, nawet jeśli się zarzeka, że będzie inaczej. Bo smutek jest niszczący. Jeśli chcesz zatrzymać przy sobie wartościowych ludzi musisz nad tym popracować. Takie są fakty, tacy są ludzie. Ja to zrozumiałam dopiero teraz. I ze zmianami jest mi o wiele łatwiej i lżej. Chociaż jeszcze długa droga przede mną, dużo udowadniania... Żeby odzyskać to wszystko. Łaaa... chyba za dużo prywaty 8)

 

E tam, prywata, uwielbiam to :))

 

Oni polepszają mój nastrój, ale nie wiem czy mogę to nazwać radością. I co ważne - ci ludzie są tak samo smutni jak ja, a więc moje złe samopoczucie nie powinno ich odstraszać. Pytanie, czy będę z nimi szczęśliwy? Wątpię. Bo chyba smutek jest wpisany taki typ ludzi, jak ja (i moi znajomi), to jest nie do pokonania. To wynika z charakteru, a nie okoliczności w których się znajdujemy. Wielcy filozofowie też byli smutni (nie chcę być wielkim filozofem, tak tylko porównuję).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zakładaj, że nie będziesz szczęśliwy. Chyba, że tego chcesz... Myślenie życzeniowe, jest coś takiego. I trzeba doceniać, doceniać, jeszcze raz doceniać. No.

 

Wielcy filozofowie... No ale chyba nie wszyscy, co?

 

Napisałeś gdzieś tam wyżej, że nie lubisz chitchatować. Wiesz, też to mam. Może nie aż tak skrajnie, bo czasami każdy musi popieprzyć o niczym. Ale mam w sobie zazwyczaj tę chęć rozmawiania o czymś ważnym, istotnym. Nie znam nikogo, kto by też się w tym aż tak lubował. Wszystkich to męczy, uciekają, unikają... :roll: Jednak nie jestem osamotniona, nice.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tacy ludzie są cenni... Nie strać ich tylko.

 

Oni nie sprawiają, że jesteś radosny? Wiesz co, ja też ciągle byłam smutna. Ciągle coś mi nie pasowało, ludzie byli (są nadal) idiotami, a dobry humor trwał może kilka minut. Poznałam kogoś ważnego, nie doceniłam tego i nadal byłam smutna. Ciągle obniżony nastrój, dno totalne. Mimo niezwykłego szczęścia, które mnie spotkało. Myślałam, że to część mnie, mojego charakteru. Zero porozumienia z otoczeniem, a jeśli już to maska-mode-on. Wrosłam w to zupełnie. I ten ważny ktoś w końcu tego nie wytrzymał. Nikt nie jest w stanie tego wytrzymać, nawet jeśli się zarzeka, że będzie inaczej. Bo smutek jest niszczący. Jeśli chcesz zatrzymać przy sobie wartościowych ludzi musisz nad tym popracować. Takie są fakty, tacy są ludzie. Ja to zrozumiałam dopiero teraz. I ze zmianami jest mi o wiele łatwiej i lżej. Chociaż jeszcze długa droga przede mną, dużo udowadniania... Żeby odzyskać to wszystko. Łaaa... chyba za dużo prywaty 8)

heh u mnie mam nadzieję że takim właśnie punktem zwrotnym będzie rozstanie z moją dziewczyną. Bo wtedy zacząłem szukać przyczyn ciągle obniżonego nastroju, smutku, bezsenności i tak dalej. Dla tego związku było już za późno niestety ale dzięki temu jestem bardziej świadomy swoich zachowań i staram się zmienić swoje nastawienie do życia. Najbardziej żałuję tego że nie zauważyłem tego wcześniej ale widocznie tak musiało być. No bo niestety na pomoc otoczenia nie mogłem liczyć.

Pozdrawiam

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

al_bundy123, czasami taki piorun jest potrzebny. Ja mam nadzieję, że dla mnie jeszcze nie jest za późno ;)

motoko trzeba tak myśleć i ja to sobie wbijam codziennie do głowy a przynajmniej staram się chociaż nie zawsze jest to łatwe ;)

Powodzenia

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zakładaj, że nie będziesz szczęśliwy. Chyba, że tego chcesz... Myślenie życzeniowe, jest coś takiego. I trzeba doceniać, doceniać, jeszcze raz doceniać. No.

 

Wielcy filozofowie... No ale chyba nie wszyscy, co?

 

Napisałeś gdzieś tam wyżej, że nie lubisz chitchatować. Wiesz, też to mam. Może nie aż tak skrajnie, bo czasami każdy musi popieprzyć o niczym. Ale mam w sobie zazwyczaj tę chęć rozmawiania o czymś ważnym, istotnym. Nie znam nikogo, kto by też się w tym aż tak lubował. Wszystkich to męczy, uciekają, unikają... :roll: Jednak nie jestem osamotniona, nice.

 

Chcę być szczęśliwy, codziennie o tym marzę.

 

Większość filozofów :))

 

Chitchat - chyba jestem hipokrytą, bo w gruncie sam to robię, choćby w tym momencie. Pieprzenie o niczym, cholera, też to robię, czasami. Z tymże, pieprzenie o niczym - pojęcie względne. Mnie wkurza takie gadanie typu: "fajny sweterek. gdzie kupiłaś?" hu kers? Ja lubię porozmawiać w stylu: "Fajna książka Marqueza, a Ty co myślisz o niej?" Tak, myślenie o sprawach poważnych jest złe, ale taki już jestem :C Nie jesteś osamotniona

 

Sorry, jestem trochę podpity

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×